niedziela, 5 stycznia 2014

Podsumowanie 2013: piosenki 4-1















Nie owijając w bawełnę, najbardziej boski jest tu tak zwany “motyw klawiszowy”, dla którego przez kilka dni chciało się “Here Comes The Night Time” słuchać non-stop. Zaraz po nim omówiona już wszędzie „hawajskość” i bujanie rytmem. Po trzecie rozbuchane dźwięki niczym z obrzędu voodoo na początku oraz pod koniec, kiedy atmosfera rozgrzewa się do czerwoności, a kanadyjscy pogrzebowcy udowadniają, że dzikie harce również im czasem w głowach.
















Jonathan Bramwell powoli opowiada swoją bajkę, historię dla dorosłych. Zespół snuje ścieżkę dźwiękową do nocnych, alkoholowych wędrówek deszczowymi ulicami. Zatrzymuje notkę, której ona nie napisała i dorzuca do reszty, których nigdy nie miał. I jak to w dobrym opowiadaniu, najciekawiej robi się tu w momencie kulminacyjnym, tuż przed końcem. Wyborna solówka eksploduje podsumowując arcyklimatyczne trzy i pół minuty z należnym impetem oraz wdziękiem.




















Najczęściej (w domowym zaciszu) śpiewana przez autora tego bloga piosenka roku. Czysty pop dla spragnionych czystego popu. You and me are apples and trees, don’t fall from me. Gruby z kolegami w 2013 prawie nie do pobicia.  



Śliczne piosenki zawsze wychodziły tym nowojorskim, uniwersyteckim młodzieńcom dokładnie tak jak powinny. Na pierwszej płycie „M79”, na drugiej niewiele gorsze „Taxi Cab”. W zakresie lirycznych i melodycznych wspaniałości jeszcze więcej oferuje „Step”. Ezra dostrzega tu symbole upływającego czasu (wisdom teeth are out), potrzebę ustatkowania się (I’m ready for the house) i bycia z kimś na stałe (I can’t do it alone). Widzi zależność pomiędzy wiedzą, a młodością (wisdom’s a gift but you'd trade it for youth, age is an honor it’s still not the truth), nie przejmuje się co pomyślą ludzie (and punks who would laugh, when they saw us together, well they didn’t know how to dress for the weather), ale i rozważa opcję, że przy całych tych wspaniałych zamiarach Ona może go nie chcieć (maybe she’s gone and I can’t resurrect her, the truth is she doesn’t need me to protect her). Każdy znajdzie coś mądrego dla siebie. A jeśli nawet tekst nie trafi, to są jeszcze melodie. Tych nie warto już chyba opisywać, bo o muzyce można, a nawet trzeba pisać, ale przy takiej jak ta, to naprawdę będzie tańczenie o architekturze.

sobota, 4 stycznia 2014

Podsumowanie 2013: piosenki 8-5

















Księżycowo, romantycznie, jak to u Ponda, ale przy tym też do przodu, żwawo, z życiem. Trafił w dziesiątkę ten, kto wpadł na to, by w „When The Moon Brings The Silver” wyeksponować całą tę motorykę, dać porządny rytm i zwyczajnie rozpędzić potencjał kawałka. Kompozycyjnie spoko, lirycznie jak trzeba. Studenckie wspominki, trzeci rok, drugi semestr. 
















Tak jak już ktoś kiedyś napisał: „Piosenka ma wszelkie predyspozycje do bycia tegorocznym, długofalowym hitem, lądującym w późniejszych podsumowaniach. Jest tu mocny synth-popowy hook przewijający się przez całość, towarzyszący rozmarzonemu śpiewaniu Tessy Murray. Przebity w refrenie najbardziej nawiedzająco-hipnotycznym motywem pierwszej kwarty roku, opartym właściwie na jednej, sugestywnie powtarzanej frazie. So young, so young, so youuung… . Ta nocna, romantyczna ulotność, manifestujący młodzieńcze uniesienia tekst i buszujące po głowie klawisze. Szkoda jedynie, że tak krótko, ale jest na to rada. Ja puszczam sobie dwunasty raz pod rząd.”
















Takie piosenki nagrywają ludzie szczęśliwi. Bezpretensjonalność, dla kawałka spod indeksu drugiego na „Pythons” jest słowem kluczem. Kombinacja idyllycznego tekstu o tym „jak zajebistym farciarzem jestem, bo moja dziewczyna wybrała właśnie mnie” z najlżejszą, najbardziej wpadającą w ucho formą słonecznego college-rocka.




















Wydawali się zwykłymi wychudzonymi indie-chłopaczkami z jednym, niezłym numerem a la MGMT na koncie, w którym gość śpiewał, że pieprzy romanse, woli podkochiwać się w dziewczynie z Warpaint. Wpadli nagle z datą 2013, aby przygotować kawałek o tak nielogicznej, nieprzystającej do „dzisiejszych czasów” budowie, okazujący się (moim) tegorocznym „I Wanna Be Adored”. W tym właśnie szaleństwie Swim Deep znaleźli metodę, przez całe 5:54 trzymając fason i nie myląc się ani razu.