piątek, 29 kwietnia 2016

2010-2014: punk & emo (piosenki) - spis treści


WSTĘP

miejsca 101-91     miejsca 90-81     miejsca 80-71       miejsca 70-61

miejsca 60-51       miejsca 50-41     miejsca 40-31       miejsca 30-21

miejsca 20-11       miejsca 10-1


2010-2014: punk & emo (piosenki) - miejsca 10-1


Muzycznym melodramatem pod tytułem „Rory” Foxing zdeklasowali konkurencję w sposób spektakularny. Przejmująca kompozycja uknuta przez grupę z St. Louis satysfakcjonowałoby w pełni już dzięki pomyślnej próbie skrajnego poruszenia wrażliwości słuchacza. Główną rolę w osiągnięciu tego celu odegrał rozchwiany wokalnie Conor Murphy artykułujący na przestrzeni kolejnych sekund coraz dosadniej i pewniej, choć przy tym znajdujący się jakby nieustannie na skraju, kanalizujący w końcu napięcie za sprawą niszczycielsko wykrzyczanego zapytania: So why don't you love me back? Dodatkowym atutem jest tu również nieco oryginalniejsza forma. Nawet jeśli pogrążony w smutku fortepian oraz zbierające ostatki po finalnym lamencie lidera kapeli trąbki sporadycznie już się w emo zdarzały, zbawienną świeżość, słyszalną zwłaszcza w porównaniu do innych propozycji z tego gatunku, utwór zawdzięcza właśnie ich obecności. 

Foxing - Bloodhound 
Free Throw - Two Beers In



It takes worried man to sing a worried song. Piąty utwór z „Fire Works” jawi się wypełnioną bezsilnością opowieścią o niedoli artysty, bazującą na autentycznych doświadczeniach lidera The Saint Catherines Hugo Mudie'ego. Pomimo wszechobecnego rozczarowania, czającego się z każdego kąta nawet tu zauważalne jest jednak światełko nadziei zaakcentowane we fragmencie skandowanym przez wyborne gang-wokale na końcu piosenki. Moment wyjścia z mroku nie oznacza przy tym bynajmniej totalnego happy endu, a nieśmiałą szansę na nawiązanie porozumienia. “Chub-E & Hank III/Vimont Stories Part II” to zarazem desperacka punk rockowa piguła. Szorstki orgcore z gorzkimi partiami gitarowymi i wspomnianym już fenomenalnym rozwiązaniem kompozycji. 

The Saint Catherines - We Used To Be In Love 
None More Black - Mr. Artistic



Klimatycznie opowiadana przez Tima Kashera historia o „kotku i myszce”, Cassiusie i jego złowrogim bliźniaku Pollocku wciąga bez reszty. Dzięki tematyce oraz misternie wysmakowanej aranżacji można się tu poczuć trochę jak w nowelce z dreszczykiem. „The Cat And Mouse” złowieszczo zaprasza, intrygująco nabiera prędkości, po czym dobiega końca za sprawą wybuchowego finału (Kill the demon, kill the doppelganger!). Odrobina teatralności nie kłóci się przy tym z niebywałą chwytliwością i totalnie zgrabną konstrukcją. 

Cursive - The Sun And The Moon  
The Good Life - Everybody



„Sorry Bro” to dowód błyskotliwości swoich twórców na tyle błyskawicznie się dokonujący, że trudno mi nawet bez oszołomienia przekazać dalej wrażenie związane z jego słuchaniem. Rzecz chyba w relacji pomiędzy muzyką a tekstem, czy inaczej mówiąc - w efekcie artykułowania inteligentnych linijek podczas rozgrywania punkowego wymiatacza. Na kapitalny rezultat składa się zarówno to, co Sean Bonnette do nas mówi, jak i sposób tego spektakularnego mówienia, czyli nic innego jak trójakordowa forma utworu. Swoista synergia implikująca siłę rażenia. Ot, cała tajemnica. 

Andrew Jackson Jihad - Zombie By The Cranberries By Andrew Jackson Jihad  
Wingnut Dishwashers Union - Never Trust A Man (Who Plays Guitar) 



Bohaterowie dzisiejszego punk rocka w sposób niemal wybitny pokazywali jak z porażek wywodzić największe psychiczne zwycięstwa. Jak od utraty własnego poczucia wartości przechodzić przez stan akceptacji pewnych rzeczy do całkowitego oswobodzenia. Kluczowa linijka: You will always be a loser pojawia się w „No Future Part Three: Escape From No Future” całe trzydzieści razy i odśpiewywana jest przez zespół w stylu niewątpliwie triumfalnym, ale jeszcze ważniejsze jawi się tu być może dopowiedzenie Patricka SticklesaAnd that’s okay na końcu utworu. Pocieszenie i zapewnienie. Śmiertelnie proste, ale zarazem magiczne. Słabego ogniwa nie znajdziemy również w warstwie muzycznej opartej na sekwencji: markotność i stagnacja-niechlujne zwrotki-ekstatyczna końcówka. 

Titus Andronicus - In A Big City 
Cheap Girls - Gone All Summer



Za pomocą „Time Tables” można właściwie objaśnić klimat sceny amerykańskiego melodic punku w pierwszych latach drugiej dekady XXI wieku. Ten kto rozumie specyficzną wrażliwość towarzyszącą przełomowym nagraniom Polar Bear Club z 2006 r. czy Gaslight Anthem z 2007 instynktownie pojmie zapewne dlaczego na wysokości 2010 The Menzingers, właśnie w tym kawałku wycisnęli esencję. Mamy tu historię totalnego rozczarowania i sprawy przegranej. Obezwładniającą intensywność grania, melodyjne zagrywki i rozgniatający na miazgę refren. Przede wszystkim chyba jednak wprowadzający do gatunku nową jakość wokal Grega Barnetta, który w zawrotnym tempie wyrzuca z siebie rozżalone wrzaski i piosenkowe zaśpiewy (I’ll give you a dollar for another ride hoooome), a także wykorzystuje swą dziwną, nieco melodramatyczną*, choć bardzo pociągającą manierę, mocniej wyeksponowaną później w wielu innych utworach. „Time Tables” należy w zasadzie do tej samej szufladki co „Leather Jacket”, „Constant Headache” czy „Beach Community” Joyce Manor. To opowieść o niefortunnym zakochaniu filtrowana przez punk rockową oczyszczającą wściekłość. Ekstatyczny wyraz kilku różnych, nakładających się na siebie doznań.

* Zwłaszcza linijka: Well maybe if you want to wander around outside tonight 

The Menzingers - Who's Your Partner 
Masked Intruder - I Don't Wanna Be Alone Tonight



Któż inny  potrafiłby lepiej zaaplikować wyważoną podniosłość klawiszy, zjawiskowość gitarowych partii, perkusyjnych przejść i wysmakowanego dramatyzmu niż wiecznie samodoskonaląca się grupa z New Brunswick? „No Answers” to kompozycja precyzyjnie skonstruowana oraz dograna na ostatni guzik przez każdego z muzyków. Technicznie mamy się nad czym rozpływać, ale przecież decydujący jest i tak potencjał do poruszania i oddziaływania na odbiorcę. Zwłaszcza w fantastycznej końcówce, gdzie pięknie zaakcentowany smutek ponownie okazuje się wartością nadrzędną, prowadzącą do powstania momentu, jaki pozostaje w pamięci na długo. 

Thursday - Past And Future Ruins
Sunny Day Real Estate - Lipton Witch 



Touche Amore na wysokości “Parting The Sea Between Brightness And Me” niektórzy poznawali ponoć za pośrednictwem Dirty Boots, co dla mnie jawi się wyjątkową nobilitacją zważywszy na to, jak “dużymi zawodnikami” sceny post-hc/hardcore/emo/punk kapela stała się dzięki dwóm ostatnim albumom. Grupa pod dowództwem Jeremy’ego Bolma już w 89 sekundach "Tilde" - definitywnej punk rockowej petardy zamanifestowała swoją nietuzinkowość. Refleksyjna melodia na początek, następnie naładowany emocjami wokal, pasjonujące gitary i bezlitosna perkusja. We wszystkim tym wściekłość i nadzieja. W ciągu 1,5 minuty maksymalnie zaangażowanego grania stali się najbardziej zagłuszającym hałasem, jaki słyszeliśmy. 

Touche Amore - Home Away From Here 
Defeater - Dear Father



Wykrzykiwanie braterskich deklaracji przy pomocy zbiorowych męskich wokali stało się jednym z najbardziej zauważalnych motywów współczesnego amerykańskiego punk rocka. Rewelacyjną egzemplifikacją tego stanu rzeczy jest skandowana na wysokości 1:27 kulminacja „Everybody That You Love”. Sprawia ona, iż pierwsza, już bezbłędna, część utworu zostaje jednak bezwzględnie przebita przez dalszy ciąg. Ważne jest również, że pada tu mądry wniosek na temat przyjaźni: All the people I love the best, Are starting to get frustrated with my being a mess, And the people I kind of hate are always impressed. Wokół niego właśnie wydaje się być zbudowana cała ta doszczętnie zakręcona piosenka, towarzysząca dziwnej historii o znalezieniu się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. 

Bomb The Music Industry - Everybody That Loves You 
Laura Stevenson And The Cans - Master Of Art



Utwór kończący debiut Joyce Manor uznaję za najważniejszą chwilę okołopunkowego grania ostatnich 5 lat z dwóch powodów. Pierwszym jest oczywiście fakt, iż „Constant Headache” jawi się numerem piekielnie dobrym, zawierającym niezłe melodie i wyrazisty refren, łatwo budującym ze słuchaczem więź. Drugi to pewna symbolika. Piosenka chłopaków z Torrance ucieleśnia ducha nowego punk rocka, w którym nieskrywana wrażliwość czy emocjonalna refleksja odgrywają ogromną rolę. Fenomen Joyce’ów można zademonstrować na przykładzie refrenu. Barry Johnson wkracza w niego potężny i rozgoryczony. Wychodzi natomiast zrezygnowany i pokonany: You hang me up unfinished, With the better part of me no longer mine. Na tym polega właśnie cała sztuczka. Uczuciowa przegrana staje się tematem zasługującym na wyniesienie do rangi hymnu, gdyż w niej zawiera się najintensywniejsze przeżycie i najczystsza autentyczność. A w punk rocku zawsze chodziło przecież głównie o to drugie. 

Joyce Manor - Beach Community 
Summer Vacation - Tiffany Sucks 

spis treści

2010-2014: punk & emo (piosenki) - miejsca 20-11



Szczególność jednego z bardziej kultowych wśród fanów utworów The Menzingers podczas słuchania wyczuwa się bardzo łatwo i naturalnie. Jeśli zechcemy jego fenomen wytłumaczyć potrzebna nam będzie jednak chwila zastanowienia. Co właściwie tu rusza? Gdzie w „Casey” są hooki? Sedno wydaje się leżeć w trójwarstwowej budowie kawałka i coraz większym natężeniu emocji każdej kolejno następującej części. Zachęca już fajna melodia i smętnie artykułowane wspominki Grega Barnetta. Poprawiają żarliwe partie wokalne wraz z refrenem. Decyduje zaś KULMINACJA: wykrzykiwanie imienia tytułowej dziewczyny oraz iście dramatyczny mostek poczęty zdaniem: Just tell me when you’re ready, I’m all packed to go... 

The Menzingers - In Remission 
Captain, We're Sinking - Montreal



Młodzieżowy mini-dramat opakowany w pocieszną pop punkową piosenkę. Pulchny Brendan Lukens śpiewa tu o dziewczynie, z którą mu nie wyszło, o jakiej jeszcze do niedawna myślał jednak na okrągło. Prowadzenie narracji w „Your Graduation” podzielone jest na dwóch wokalistów. W drugiej zwrotce zamiast Brendana smutne żale dosadnie wykrzykuje perkusista Sean Huber efektywnie urozmaicający ekspresyjność utworu. Kawałek Modern Baseball ujmuje szczenięcą niewinnością, a przy tym poważnie wpada w ucho. Tak niezbyt oryginalnym, ale ogromnie przyjemnym historiom nigdy nie mówi się dość. 

Modern Baseball - Rock Bottom 
Marietta - Cinco De Mayo Shit Show



W rzeczywistości, w której rusza nas już coraz mniej, utwory La Dispute wciąż potrafią przebić się do najwrażliwszych, podatnych jeszcze na emocje miejsc w człowieku. Jordan Dreyer nie przebiera w środkach. Sięga po tematy trudne, a następnie stara się wejść w nie z całą posiadaną przez siebie empatią, poczuć i wręcz zmusić swojego odbiorcę do czucia choćby cząstki tego samego. We wstrząsającym „King Park” podmiot liryczny pragnie odtworzyć wszystkie szczegóły związane z tragiczną śmiercią zastrzelonego przez pomyłkę dziecka. Chce być tam, kiedy kula trafia. Próbuje znaleźć powód, ale powodu na wytłumaczenie tego, co się stało nie ma. Napięcie stopniowo wzrasta osiągając apogeum w dramatycznej drugiej części historii, gdzie winowajca, młodociany gangster, zastanawia się czy zadośćuczynienie za pomocą samobójstwa uratuje go przed piekłem? Perfekcyjnym opowiadaniem i ilustrowaniem zdarzeń, słowem mówionym, podnoszeniem i obniżaniem głosu, kompozycją refleksyjnych i mocnych partii gitarowych grupa buduje siedmiominutowy muzyczny ekwiwalent zarazem dramatu i dreszczowca. „King Park” angażuje na obydwu płaszczyznach, które w czasie odsłuchu scalają się w całość absolutnie nierozerwalną. 

La Dispute - Woman (Reading)  
Seahaven - On The Floor 



Napisanie „45” było momentem przezwyciężenia kompozytorskiej blokady, która ponoć niemile zaskoczyła Briana Fallona we wczesnej fazie tworzenia materiału na „Handwritten”. Według słów lidera grupy z New Jersey skomponowanie tej piosenki zajęło ostatecznie zaledwie pięć minut, w co nietrudno zresztą uwierzyć biorąc pod uwagę jej spontaniczność, energię i swobodnie płynące linijki tekstu. Pierwszy singiel z czwartej płyty kapeli od pierwszych chwili eksploduje przyjazną aurą oraz zdobywa sympatię szczerze brzmiącymi wersami. Teoria, iż został stworzony z czystej wewnętrznej potrzeby wydaje się najzupełniej przekonująca. Miłosne zawody, niekończące się rozmyślania, krwawiące serca. Nazwa The Gaslight Anthem  po latach wciąż symbolizuje to samo. 

The Gaslight Anthem - Handwritten
The Bouncing Souls - Baptized



Ujmując stan nagromadzonej goryczy wywołanej uczuciowym rozczarowaniem i tęsknotą za czasami, kiedy bliska osoba była jeszcze bliska „Leather Jacket” właściwie z miejsca stał się klasykiem współczesnych punkowych historii o miłości. Przekaz „ballady” Joyce Manor doskonale koresponduje z łkaniem przez zaciśnięte zęby Barry’ego Johnsona, garażowo niedbałymi gitarami i nie dającą za wygraną, zwłaszcza w końcówce, perkusją. W pierwszych pięciu latach dekady zapewne przez nikogo na „trójakordowej” scenie nie zostało to oddane lepiej. 

Joyce Manor - Famous Friend 
Grown Ups - Three Day Weekend



We wstępie do „December Decay” członkowie Setting The Woods On Fire rozpętują realne piekło. Automatycznie po jego wygaszeniu utwór z EP’ki „Ruins” przechodzi na moment w uroczą indie emo balladkę a la Mineral, po czym w kolejnych zajmujących minutach raczy iście wybuchowym, siarczystym hardcore’em, a nawet post-rockiem. Do 2011 r. nie mieliśmy na rodzimej scenie zbyt wielu podobnych rzeczy. W tych kilku cennych minutach STWOF zabrzmieli zupełnie tak, jakby wszystko starali się wynagrodzić za jednym zamachem. 

Setting The Woods On Fire - Horizons 
Brooks Was Here - Five Broken Cameras



To było moje pierwsze zetknięcie z nimi. Zanim jeszcze stali się powszechnie rozchwytywaną „kolejną dużą rzeczą” robili kawałki wywołujące gotowanie się krwi w żyłach. Od pierwszych momentów „Atlanty” niekomfortowe dźwięki wiercą nam dziurę w głowie, uszach i mózgu. Mish Way grozi, że eksploduje, a jej słowa nie zostają rzucone na wiatr. Zbieranie napięcia kończy się rozdzierającym, pięknym na swój sposób wrzaskiem i wtedy już wiadomo, że na za naszych czasów i na naszych oczach też działy się w punku rzeczy elektryzujące. 

White Lung - Face Down 
Arctic Flowers - Vexed



Na wysokości „Clash Battle Guilt Pride” kawałki takie jak „Bottled Wind” stanowiły dowód wciąż niegasnącej pasji i witalności Polar Bear Club, a zwłaszcza niesamowitego wokalisty Jimmy’ego Stadta. W utworze znakomicie słyszalne jest zaangażowanie kapeli w każdy fragment utworu, przekonujące wykorzystywanie pokładów energii (finalizowane wszechmocnym yeaaah) i klasyczne „to coś”, które pół dekady wcześniej zawarli również w słynnym „Election Day”

Polar Bear Club - WLWYCD 
Hostage Calm - Rebel Fatigues



Na dzień dzisiejszy w amerykańskim punk rocku można się ścigać już chyba wyłącznie za sprawą pisania kolejnych efektywnych hymnów. Na próżno szukać w „Carry The Banner” elementów oryginalności czy czegokolwiek, co byłoby „naj” w stosunku do innych podobnych propozycji. Pod względem werwy/pasji/zapału i wprawnego mieszania hiperoptymizmu z chropowatością numer The Flatliners wydaje się jednak zwyczajnie kompletny. Mnóstwo „duszy”, bezpośrednia przebojowość refrenu oraz motywujące przesłanie czynią z kawałka promującego „Cavalcade” trzy minuty absolutnej chwały w duchu dokonań duetu Wollard/Ragan

The Flatliners - Monumental 
A Wilhelm Scream - Boat Builders



Na pierwszy rzut oka „Passing Through A Screen Door” wydaje się być utworem jak najbardziej zgodnym z pop punkową doktryną. Sztandarowy kawałek The Wonder Years cechuje wyrazista melodyjność, przekonująca energia i naturalna przebojowość. Pod spodem mamy jednak tekst wprost przesiąknięty wątpliwościami i niepokojem. Te dwa elementy nie są mimo wszystko dobrane omyłkowo. Dan „Soupy” Campbell jako twórca piosenek przypomina pod pewnymi względami Jeffa Rosenstocka z Bomb The Music Industry. Podobnie jak on, Soupy nierzadko w dość pesymistycznym tonie roztrząsa swe życiowe posunięcia, ale muzycznie brzmi już tak, jakby ten pesymizm chciał na amen zagłuszyć niespożytym entuzjazmem. W singlu z „The Greatest Generation” podmiot liryczny nie musi, ale zdecydowanie może być utożsamiany z liderem amerykańskiej kapeli. 26-latek, ciągle w drodze, „urodzony by uciekać”, coraz mocniej uświadamiający sobie wady związane z brakiem stabilizacji i zazdroszczący rówieśnikom, na których w domu ktoś czeka. Jest coś pasjonującego nie tyle w samej historii, co w sposobie przekazywania jej treści za sprawą kolejnych pełnych zapału partii wokalnych, tętniących witalnością gitar i sprawnych perkusyjnych przejść. 

The Wonder Years - The Bastards, The Vultures, The Wolves 
Posture & The Grizzly - Modern Punk 

miejsca 10-1