niedziela, 9 października 2011

Cursive - Happy Hollow (2006)












10

Zapraszamy do "Happy Hollow". Niczym nie wyróżniającego się amerykańskiego miasteczka. Zamieszkują w nim zwykli, uczciwi ludzie wiodący swe przyziemne żywoty tak jak im Pan przykazał. Pod zasłoną zwyczajności i bogobojności odnajdujemy jednak całą zgraję grzeszników. W każdym domu znajdziesz winę. Za sprawą Tima Kashera i Cursive przyjrzymy im się teraz nieco bliżej. Wraz z otwierającym hymnem odsłuchamy 14 współczesnych pieśni dla pogan. Biją dzwony kościelne, włącza się przester. Dorotka po czterdziestce jest nazbyt oderwana od rzeczywistości. Żyje w krainie snów, marzy o złotych ulicach, kolorowych tęczach i rubinowych miastach. Nigdy nie zrozumie, że marzenia się nie spełniają. „Marzyciele nigdy nie żyją, tylko o tym marzą, amerykańskie sny zanieczyszczają nasze miasta”. Przy kolejnej okazji dajemy się wciągnąć w dyskusje i rozterki egzystencjalne. Przy pikantnym, wybuchowym akompaniamencie „Big Bang” dowiadujemy się, że życie przyniósł człowiekowi wielki wybuch. Ale zaraz. Co w takim razie z Adamem i Ewą? Co z wężem i jabłkiem? „Ciekawe co by ten wąż powiedział gdyby tylko mógł nas dziś zobaczyć, ha ha ha!”. Tymczasem miejscowy ksiądz i przybyły niedawno młody kleryk czują do siebie coś dziwnego i ewidentnie zakazanego… („Bad Sects”). „Oni wiedzą, że to jest złe, bo powiedziano im, że to jest złe”. Gdzie indziej pewien chłopak przez całe życie postępuje tak jak należy. Wedle wskazań ojca, rodziny, ukochanej i jej rodziny. („Flag And Family”) Teraz rodzina patriotów i fanatyków wysyła go do boju za kraj. „Ale Czy kiedy klękał na kolana modlił się o świętą wojnę? Czy kiedy klękał na kolana modlił się o ropną wojnę?”. Jeszcze w innym miejscu („Dorothy Dreams Of Tornadoes”) dwoje ludzi od lat planuje ucieczkę z miasta. Z każdym rokiem to samo, ale nigdy się nie udaje. „To miasto, to miasto niszczy nas”. Przydałoby się jakieś tornado. W uwodzącej melodią, niezwykłej balladzie „Into The Fold” poznajemy historię pasterza i owieczki. Wyglądałoby to nawet na uroczą piosenkę o początkach miłości gdyby pasterz nie miał w torbie książki Dostojewskiego. Gdyby naprawdę był zagubionym studentem, a nie polującym na naiwne owieczki zbrodniarzem. Resztę hymnów poznajcie sami. Dla zachęty dodam, że przyprawione są pokaźną dawką energetycznego rocka. Niesamowicie brzmiącymi gitarami, rozszalałymi instrumentami dętymi oraz znakomitym wokalem. Bywa mocno, szybko, ponad wszystko porywająco. „Happy Hollow” to idealnie zrealizowany koncept album o tematyce anty-dewocyjnej. Nawiązujący do biblijnych przypowieści, ciut kontrowersyjny, choć w swej wymowie nie przekraczający granic dobrego smaku. Cięty, ironiczny, ale słuszny i w każdym calu doskonały.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz