poniedziałek, 11 października 2010

The Get Up Kids - Guilt Show (2004)












7.5

The Get Up Kids w swojej niezadługiej („acz burzliwej” jak zwykł dodawać przy każdej okazji pewien nauczyciel geografii) karierze przeszli drogę podobną do wielu emo-core’owych/indie-emo’wych składów. Najłatwiej porównać ich z zaczynającymi w podobnym momencie kolegami z Arizony czyli Jimmy Eat World. Z każdą płytą coraz dalej od niezależnego grania, a coraz bliżej popowi i przystępności. Jednocześnie ani jednym ani drugim nie można mieć za złe, bo w niemal każdym wcieleniu bywali tak samo przekonujący.

Na „Guilt Show” nic nie wydaje się zapowiadać końca „dzieciaków”, który już za chwilę miał nastąpić. Matt Pryor kontynuuje tu drogę kompozytora fajnych, chwytliwych piosenek, przyjemnych jak cholera melodii, przebojowych refrenów, oraz ładnych i romantycznych ballad. Po punku, indie i emo nie ma wielkiego śladu. Pop-rock, power-pop jednym słowem rządzą, prezentując się na poziomie wielce przyzwoitym. Na pierwszy plan wyrazistości wybija kawałek o ewidentnej aparycji singla „Wouldn’t Believe It”. Żwawe zaśpiewy i gitary Pryora i Suptica oraz klawisze Deweesa zapewniają nośność wystarczającą do późniejszego nucenia, podśpiewywania, czy co tam chcecie. Świetnym, melodyjnym wkręcaczem okazuje się „Martyr Me”, w którym znów keyboard służy za podkreślenie udanego refrenu. Tych zresztą na krążku nie zabraknie. Energetyczne, gitarowe „How Long Is Too Long”, sympatyczne i podbudowujące „Never Be Alone” (you never be aloooooone), ciekawie skonstruowane całościowo „The Dark Night Of The Soul”. Jako osobną ciekawostkę należy potraktować sześciominutowe “Is There A Way Out?”, rozwijające się przez mroki delikatnej melancholii, dążące do smutnawego chorusu z lekkostrawnym akompaniamentem smyczków. Takie “Sick In Her Skin” z kolei, z dzisiejszej perspektywy brzmi jak drogowskaz dla nagrań grupy powstałych już po kilkuletniej przerwie (w tym roku powrócili z nową EP’ką). Przestrzenne, nieco ambientowe, interesujące nagranie rozdarte w pewnym momencie przez krzyki Matta. Cokolwiek by to nie było ciepła, komfortowa atmosfera odpowiednia dla tej kapeli towarzyszy nam przez cały czas.

Czwartą płytę The Get Up Kids można traktować jako ich najlepszą, choć co ciekawe i równie dobrze za najsłabszą... Ekipa z Kansas City najbardziej znana pozostanie już pewnie na zawsze przez wzgląd na klasyczne w niektórych kręgach „Something To Write Home About” oraz „Four Minute Mile”. Trzecia zaś w kolejności „On A Wire” jest materiałem do „Guilt Show” raczej porównywalnym. Prawdopodobnie to jednak omawiana tutaj pozycja zawiera te najdojrzalsze, najbardziej „progresowe” nagrania tego właściwie wiecznie młodzieżowego zespołu. Osobiście również nie wymieniłbym „I’ll Catch You” na „Is There A Way Out”, a „Ten Minutes” za „Wouldn’t Believe It”. Jednakże słuchając tej płytki nie mam tak zwanego uczucia „ guilty pleasure”, słucha mi się świetnie, może nie doskonale, ale skoro to ich najsłabsza to i tak są zajebiści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz