piątek, 30 listopada 2012

1992 w piosenkach (punk część I)


20. Jawbox – Cutoff












Witamy ponowne. Jawbox idąc za ciosem już rok po “Grippe” wydaje nową płytę. „Novelty” to kolejny krok w kierunku sukcesu jaki przyjdzie wraz z „For Your Own Special Sweetheart”. Za kawałek reprezentacyjny posłuży niech „Cutoff” wystawiony jako nagranie rozpoczynające krążek i zarazem singiel. Rzecz bez wątpienia udana, w żadnym razie nie genialna, ale wystarczająco dobra by znaleźć się w drugiej dziesiątce podsumowania.

LINK


19. Lagwagon – Mr. Coffee












Lagwagon na speedzie, legalnym zresztą. Poranna historia każdego z nas czyli pieśń o popularnej używce zwanej kawą. Here I come to save the day, On legal speed (The American way), Drinking coffee I drink coffee, Drinking coffee everyday.

LINK


18. The Mr. T Experience - Book of Revelation












Złotą trójcę lookoutowego pop punku wraz z The Queers i Screeching Weasel domyka dowodzony przez Dr. Franka zespół The Mr T. Experience. W „Book Of Revelation” kłania się stara szkoła wesołego, potężnie melodyjnego grania. Dowód na to, że niegdyś dało się to robić z klasą i humorem nie zwracając uwagi mainstreamu, a pozostając w podziemiu.

LINK


17. Sublime – We’re Only Gonna Die For Our Arrogance












Reggae’owo-punkowe, debiutujące Sublime. Kołyszący luzik plus błyskawiczne nawalanie pod doskonałe pogo. Nie muszę chyba pisać, który fragment podoba mi się tu najbardziej. 1:23 niech posłuży za klucz.

LINK


16. Bad Religion – Atomic Garden












Ciężko wybrać pomiędzy dwiema perełkami z „Generator” tylko tę jedną, dlatego ja nie wybieram, umieszczam na liście obydwie. Panowie z Bad Religion nie są już tylko zdolnym punkowym zespołem, a pierwszoligową rockową ekipą zdolną do pisania przebojowych piosenek pokroju „Atomic Garden”. Oczywiście tekstowo nic nie ma się tu prawa zmienić, ironicznych linijek Graffina nie zanuci raczej żaden członek amerykańskiego rządu.

LINK


15. Dag Nasty – Million Days












Wraz z wydawnictwem z 1992 roku Dag Nasty pożegnali się z muzyczną sceną na blisko dziesięć lat. Już w latach 80. zespół stał się wpływowym reprezentantem nurtu melodic-hardcore nagrywając pod banderą Dischord gdzie produkował ich Ian McKaye. Na pierwszej płycie wokalistą był Dave Smalley, który co ciekawe do składu powrócił później właśnie przy okazji „Four On The Floor”. To on z odpowiednią sobie pasją i przekonaniem wyśpiewuje/wykrzykuje słowa refrenu „Million Days”. I gdybym miał milion dni? Czy znalazłbym to czego szukam? Tego kogo szukam? Nie dość, że fajne to daje do myślenia.

LINK


14. Face To Face – Disconnected












Ciekawostką jest, że na Wikipedii więcej poświęcono uwagi samemu „Disconnected” niż całej płycie, z której piosenka ta pochodzi. Choć „Don’t Turn Away” ukazało się już w 1992 to prawdziwy potencjał skejciarskiego hitu odkryli dopiero panowie z Fat Wrecka wydając go na singlu rok później. Sukces na modern-rockowych listach przyszedł zaś wraz z eksplozją popularności melodyjnego punku w 1995. Dla mnie jako fana kalifornijskich klimatów Face To Face zawsze stali gdzieś tam z boku. Miałem w końcu Goldfingera, Blinka, Millencolina, NoFx’a. Patrząc na stary jak świat, słabej jakości klip do „Disconnected”, słuchając tych bliskich mi dźwięków wiem jednak, że przy odrobinę innym scenariuszu to równie dobrze kapelę Trevora Keitha mogłem niegdyś nagrywać na kasety i płyty aby z entuzjazmem słuchać później na aktualnie niedziałającym boomboksie.

LINK


13. Rancid – I’m Not The Only One












Marka plasująca się w top 3 najważniejszych nazw amerykańskiego punk rocka lat 90. Jeśli wtedy jeszcze, na wysokości pierwszej EP’ki mało kto wiedział czym jest Rancid to nazwisko Tim Armstrong kojarzone z legendą Operation Ivy rozwiewało wszelkie wątpliwości. Głosu Tima, ochrypłego, pijackiego i charyzmatycznego nie da się z nikim pomylić. „I’m Not The Only One” wyraźnie zarysowuje styl jego nowej grupy. Brudne, szybkie granie, mniej ska, więcej klasycznego punku, wielogłosowe refreny oraz w mig rozpoznawalne - gitara Armstronga i bas Reeda.

LINK


12. 1.6 Band – Adult Hitler












Wiele grup grających emo/hardcore na przełomie lat 80./90. pojawiało się na moment by dać pokaz swej zjawiskowości, zagrać trochę koncertów, wydać kilka krótkich wydawnictw po czym zniknąć gdzieś praktycznie bezpowrotnie. Idąc za wpisem z kultowej, polskiej strony lemon tree: „1.6 Band czerpali dużo z energii i chwytliwych riffów Dag Nasty i dodawali do tego to co najlepsze w emo. A wszystko podkreślał wokal szesnastolatka.” To co się dzieje za sprawą instrumentów w samym wstępie do „Adult Hitler” niszczy mnie na drobne kawałeczki. Melodia już w zarodku rozerwana przepięknym gitarowym jazgotem i morderczo sprawną perkusją. Całościowo dostajemy kawał czystej, najprawdziwszej emocji, błyskotliwego emo-core’u dorównującemu chyba nawet wyczynom Rites Of Spring.

LINK


11. Ramones – Strength To Endure












Królowie punk rocka? The Clash w Anglii i Ramones w USA. Pierwsi mimo, że powstali inspirując się Sex Pistols to i tak wkrótce byli zdolni połknąć kolegów na śniadanie. Drudzy mają silnych rywali w postaci Black Flag i Minor Threat, którzy stworzyli hardcore i okazali się bardziej wpływowi dla przyszłych pokoleń. To Ramonesów darzę jednak największym szacunkiem spośród amerykańskich totalnych klasyków gatunku (a byli jeszcze przecież Misfits). Oni chyba jako jedyni przeszli długą, ciężką drogę kultywując bycie punkową czy rockową w ogóle kapelą przez kilkanaście lat mnóstwo nagrywając i jeszcze więcej koncertując. A teraz do rzeczy. „Strength To Endure” pojawia się na ich przedostatnim albumie „Mondo Bizarro” i jest kapitalną rock'n rollową piosenką autorstwa Dee Dee Ramone’a. Oczywiście czysty punk w tym momencie już dawno gdzieś wyparował, na jego miejsce wskoczył zaś dobry songwriting owocujący chociażby podbijającym serce refrenem. Kojarzy mi się to z dawnymi czasami jakich nie za bardzo pamiętam, ale w jakie wierzę na słowo. Momentem chwały zwyczajnej rockowej muzyki granej w radiach i telewizjach muzycznych. Klimatem takim jak tutaj, ciut obskurnym, ale i romantycznym, tworzonym przez wyciągniętych z nieco innej epoki panów w skórzanych kurtkach i zdartych spodniach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz