poniedziałek, 2 września 2013

Aloha - Light Works (2007)










7.5

Muzyka na „Light Works” uderza aurą miłości. Autentycznym ciepłem, potężną dawką melodyjnej słodyczy i zakochanym marzycielstwem. Uczciwie uprzedzam, że to najbardziej ckliwa propozycja od panów z Aloha, szczęśliwie - wciąż utrzymana w przyzwoitych granicach.

Objętościowo ciężko powiedzieć czy mamy do czynienia z EP’ką czy albumem długogrającym. Ta niesprecyzowana pod względem formatu mini-płyta ujrzała światło dzienne 4 grudnia 2007 roku, prawdopodobnie nieprzypadkowo wpisując się swym nastrojem w zimową, przedświąteczną porę. Tony Cavallario z kolegami brzmią tu jakby zatrzymali się na kilka dni w studiu, tuż przed kupieniem prezentów, ubraniem choinki i spotkaniem z bliskimi. Kiedy słyszę „Passengers”, „The End” albo „Equinox” prawie tęsknię za śniegiem, miastem skąpanym w dekoracjach i wieczorami, podczas których zwykłe przejście po mieście zachwyca. W przypadku pierwszego z wymienionych utworów, ciężko mi sobie wyobrazić, że lider zespołu nie pisał tego pod wpływem permanentnego uwielbienia względem swojej wybranki serca. Szczególna aura pory roku jak i uczuciowa fascynacja zostają związane w magiczną jedność:  I have so much to say, We've rambled on a winter's worth of details, The snow I quantify, We're adding up two lives. Drugi to klasyczna, akustyczne szarpana i mknąca do przodu ballada, najbardziej motoryczny twór na krążku. Trzeci należy do kategorii kompozycji klimatycznych i wzruszających, „Equinox” nie byłoby nawet głupio włączyć w wigilię gdzieś pomiędzy jedną, a drugą kolędą.

Jest jeszcze piękne „Body Buzz”, dla odmiany kojarzące mi się z tradycją pozostawienia dla gościa wolnego miejsca (I've been waiting for you, Our house full of laughter, Our love will live forever). Poza tym zdecydowanie najmniej zajmujące „Broken Light”, nieco lepsze „Trick Spring” i zaskakująco proste jak na nich „Gold World”. Całość zamyka się w liczbie piosenek siedmiu. Brak na „Light Works” oryginalnych wibrafonowych efektów Cale’a Parksa, nie ma właściwie wpływów prog-rockowych ani math-rockowych. Tutaj zespół ukazuje swą uduchowioną, dość wyciszoną stronę, co nie znaczy, że produkcja jest surowa, a brzmienie mało atrakcyjne. Przeciwnie, koronkowość wykonania w kilku przypadkach zasługuje na uznanie. Polecam sprawdzić w odpowiednim czasie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz