piątek, 8 czerwca 2018

Echo and The Bunnymen - Villiers Terrace / Monkeys (1985)











7.5

„Villiers Terrace”, jeden z najbardziej intrygujących utworów na „Crocodiles”, pomimo planów nie został wydany na singlu w czasie, kiedy Echo and The Bunnymen promowali jeszcze swój debiut. W okolicach roku 1980 albumowy nr 7 musiał ustąpić świetnemu „Pictures On My Wall” i „Rescue”, dwóm only-promo-singlom: „Pride” oraz tytułowemu „Crocodiles”, a nawet niepochodzącemu z krążka, samotnemu „The Puppet”. Po pięciu latach trochę w duchu zasady „lepiej późno niż wcale” grupa z Liverpoolu zdecydowała się naprawić swój błąd.

Pół dekady oznaczało wówczas w muzyce szmat czasu. Tym bardziej, że Ian McCulloch z  kolegami ewoluowali z płyty na płytę i w 1985 mieli już za sobą artystyczny szczyt w postaci „Ocean Rain” pilotowanego słynnym „The Killing Moon”. „Villiers Terrace”  na tym tle nadal przedstawiał się jednak jako piosenka frapująca, pociągająco tajemnicza, pełna post-punkowego i nowo-falowego uroku. Nie byłoby go bez kapitalnego motywu klawiszy, zagranych dwukrotnie sześciu dźwięków składających się na krótką, ale wystarczająco zapadającą w pamięć melodię.* Z tego miejsca Ian triumfalnie wyprowadzał swoją dynamiczną linię wokalną oraz zadziwiał osobliwym tekstem*, a Will Sergeant dodawał garść ładnych akordów. Smakowite 2:46 kończyła energetyczna partia perkusji Pete’a de Freitasa.

Singiel wieńczył b-side w postaci również znanego już z "Crocodiles" kawałka "Monkeys". W tym przypadku nabywcy nieznający debiutu "Bunnymenów" otrzymywali kolejną porcję  klimatycznego, jak najbardziej solidnego post-punku.  Coś znamiennego dla twórców gatunku w tamtym okresie (1979-1980) da się wyczuć zwłaszcza w oszczędnych, pełnych chłodu i dystansu, jakby pozbawionych złudzeń i emocji słowach tekstu: Boys are the same, Brains in their pockets, Girls are the same, Knock it and rock it, Remember, Remember/ I'm not a holy man, I'm too lowly for that, I'm not a praying man. I'm not ready for that.

Na podobnym pomyśle The Chills oprą później swój „House With A Hundred Rooms”. Co ciekawe, obydwa zespoły łączy tragiczny przypadek śmierci perkusisty. W 1983 r. na leukemię zmarł Martyn Bull, któremu Martin Phillipps poświęcił później „I Love My Leather Jacket”. W 1989 w wypadku motocyklowym zginął zaś Pete de Freitas z Echo and The Bunnymen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz