sobota, 15 lutego 2014

Spring Offensive - Young Animal Hearts (2014)











9

W grupie moich znajomych świadomie słuchających muzyki debiut Spring Offensive dorósł do miana najbardziej wyczekiwanego albumu ostatnich dwóch lat. Zaczęło się chyba od „Worry, Fill My Heart”, singla w tych kręgach już klasycznego, niesamowitego hymnu sfrustrowanej klasy pracującej świadomej marnowania najlepszych lat młodości. Szybko okazało się zresztą, że panowie z zespołu mają do życia bardzo praktyczne podejście i choć tekstom nie brakuje poetyckiego charakteru, to ich część zamiast traktować o miłości, poświęcona jest pieniądzom, a raczej ich brakowi, albo szczurzej gonitwie za nimi. Na jednym z wczesnych nagrań, mocarnym skądinąd „Every Coin” mój imiennik (no powiedzmy) Lucas Whitworth wypruwał z siebie żyły śpiewając o tym, że każda moneta musi zostać połknięta. Wtedy też doszło do mnie, że mamy do czynienia raczej nie z zajawką, a zjawiskiem. Zaczęło się oczekiwanie, śledzenie i komentowanie w kameralnym forumowo-facebookowym gronie wszelkich poczynań Oxfordzkiej kapeli.

Obydwu wymienionych kawałków zabrakło na debiucie. Cóż, gdyby mieli wrzucać na niego wszystko nagrane do tej pory ciężko byłoby w ogóle mówić o „nowej” płycie. „Worry” pozostanie legendarnym stand-alone singlem i największym przebojem zespołu jak dotąd. „Every Coin” wydarzył się dawno i chyba psułby nieco szyki „Young Animal Hearts” jako całości. Poza tym reprezentacja starego i tak trzyma się tu więcej niż solidnie. Rozpoczyna przecież bardzo dobre, nieco inne od pozostałych „Not Drowning, But Waving”, którego doskonałość budowana jest powoli, wraz z cykaniem zegara, mrocznymi chórkami, niezbyt wesołą historią i logicznie wyrażonym na poziomie warstwy muzycznej smutkiem. Słyszymy pobrzdękującą akustyczną gitarę, rytmikę uciekającą na kilometr od banału, charakterystyczne dla tej grupy chóralne wokale, słowem całą masę perfekcyjnie ułożonych puzzli. Udało się ocalić w tym wszystkim krystaliczność wokalu głównego, dzięki czemu ten w kulminacji raczy nas pięknie brzmiącym, refleksyjnym wyznaniem „Afraid you'll turn on me and I'll go down for this”. Z kolei w samym zakończeniu czeka już istny sztorm i stosowne wyładowanie. Tak prezentuje się sztuka stopniowania napięcia w muzyce około-gitarowej na wysokości 2014. Dawny znajomy to również „No Assets”, reprezentant frakcji utworów o tematyce pieniężnej, dobra rada o konieczności oszczędzania. Jakżeby inaczej przystrojona w intrygujący melodyjno-rytmiczny płaszczyk, połamaniec z poważnym refrenem. Przywitać można się ponownie z „52 Miles” zawierającym kultową linijkę „find another girl or find another job” oraz ujmującym, bezbłędnie wyprodukowanym „Carrier”. Ze środka krążka uśmiecha się do nas błyszczący szczególnie w lajtowych zwrotkach, udostępniony wiosną „Speak”. Jest tonący w posępności, groźnie zapowiadający się i raczący pesymistyczną ironią „The River” kojarzony wcześniej jako „I Found Myself Smiling”. Zapewniam, że jego kilkukrotne przesłuchanie kończy się późniejszym śpiewaniem fragmentu o  ześlizgiwaniu się do rzeki. No i na finał, piosenka podsumowująca wszystko co u nich najlepsze,  perełka z jesieni w postaci „Young Animal Hearts”. Tego już opisywać nie będę, proponuję posłuchać, lub zsumować sobie wszystko co wymęczyłem o ich muzyce do tej pory.  


Cudem byłoby gdyby jeszcze garstka dograna do albumu prezentowała równie mistrzowski poziom. Tu jest niestety nieco słabiej, aczkolwiek bez przesadnego spadku. Daje radę „Hengelo”, numer singlowy, udostępniony na chwilę przed „Młodymi Zwierzęcymi Sercami”, mi kojarzący się lekko z Violens (zwrotki). Złego słowa nie da się powiedzieć o wpadającym w ucho „Bodylifting”. Świetną formę potwierdza „Something Unkind”. Jeśli napiszę w tym momencie, że najsłabiej prezentuje się „Cut The Root”, to po przesłuchaniu wyłącznie tego kawałka powinniście już wiedzieć z jak dobrą płytą macie do czynienia.

„Young Animal Hearts jawi się więc taką trochę kompilacją hitów i ukoronowaniem pewnego okresu działalności zespołu. Nic nie zmieni jednak faktu, że jest to po prostu zajebisty album. Spring Offensive dawno temu pokazali się jako niewiarygodnie zdolna grupa, a dziś już z płytą w zanadrzu mogą jeszcze dumniej unosić głowy w ramach bycia czołowym zawodnikiem bujnej i często epigońskiej sceny wyspiarskiego indie rocka.  Tym chłopakom nikt bowiem oryginalności nie odmówi. Naprawdę fajnie, że mają już na nią pełnoprawny, nie pozostawiający wątpliwości dowód.



1 komentarz:

  1. Dzięki za info o tej płycie - całkowicie zignorowanej, nierównej, ale dużo tu genialnych momentów... "Young Animal Hearts" to najlepszy utwór tego roku, miazga.

    OdpowiedzUsuń