niedziela, 8 kwietnia 2012

Death Cab For Cutie - Codes And Keys (2011)












6.5

Nie zaprzeczę, że Death Cab For Cutie nagrali właśnie najgorszą płytę w swojej karierze. Z drugiej strony dotychczasową dyskografię mieli na tyle dobrą, że nawet ten najsłabszy album wcale nie musi być taki zły. Na wysokości "Transatlanticism" byli dla mnie nie do pobicia, "Plans" - choć wyjątkowo średnie - przyciągało kilkoma nie byle jakimi highlightami, natomiast "Narrow Stairs" sprzed trzech lat uznaję za rzecz bardzo udaną. Ben Gibbard uchodzi dziś za klasycznego songwritera romantycznych gitarowych kompozycji. Na "Codes And Keys" zespół postanowił jednak w sporym stopniu wyrzec się gitar. Nie żeby od razu poszli w jakieś elektroniczne eksperymenty, ambient czy inne "Kid A", ale tym razem szalę ciężkości przesunęli w kierunku już wcześniej przecież istotnych w ich twórczości klawiszy. Zmiana drastyczna nie jest, na pewno nie tu tkwi przeciętność krążka. Sądzę, że to wciąż typowe, stuprocentowe Death Cab, tyle że w odrobinę słabszej formie. Część utworów mi się nie podoba, na część pozostaję obojętny, kilka uznaję za świetne. Do tych ostatnich należy tytułowe "Codes And Keys", zasługujące na mocną ósemkę w skali ich dokonań i tego czego od tej grupy powinno się oczekiwać. Oczko mniej dałbym "Underneath The Sycamore" z nieoczekiwanym wstępem niczym The Beach Boys. Ma coś w sobie "St. Peter’s Cathedral", całkiem nie najgorzej wypada "Monday Morning". Bez dwóch zdań najwspanialsza rzecz czai się zaś na końcu. Śliczne jak z obrazka "Stay Young, Go Dancing". Beztrosko zagrane i zaśpiewane, z uroczym tekstem, dycha jak się patrzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz