środa, 8 czerwca 2016

Partia - Partia (1998)











8

Darem Partii od początku była umiejętność sugerowania słuchaczowi niedookreślonych i fascynujących „dziwnych uczuć” w rodzaju tego, o którym Lesław śpiewał w refrenie utworu „Ulice”. Już na debiucie, nie tak jeszcze doskonałym jak druga płyta, trio mogło zaskakiwać potęgą klimatu swych stosunkowo prostych gitarowych kawałków. W czasie dwóch-trzech minut zespół potrafił wciągnąć w świat specyficznych emocjonalnych sytuacji, rozgrywających się na tle warszawskich ulic lub klatek schodowych, w ciągu nocy niemających końca.

W gęstym psychobilly i wrażliwym punku bardzo często udawało się liderowi grupy zawrzeć coś, co wypadałoby chyba nazwać poczuciem ulotności. Nie szukając daleko, było ono obecne choćby w największym przeboju Partii i jednocześnie utworze rozpoczynającym ich pierwszą płytę. Kultowy refren „Warszawa i Ja” to wdychane na balkonie miejskie powietrze, zmieszane z dymem palonego papierosa i światłem gwiazd. Moment wyjątkowy, ale naznaczony świadomością, że to wszystko się kiedyś skończy. W „Pociągu Do Nikąd” o tym, iż przeżywane zdarzenia są chwilowe i zarazem niezwykle istotne informowały wymowne słowa: teraz i już nigdy potem. Rok później bohater „Adama Westa” chciał przeżyć jeden prawdziwy dzień. W jednym z numerów Komet, czyli późniejszego zespołu Lesława i Arkusa, tematem uczyniono „Ostatnie Lato XX Wieku”.  

Smaku tekstom i piosenkom Warszawiaków dodawało też oddawanie stanów niepokoju, niepewności czy dezorientacji. We wspomnianym już „Pociągu Do Nikąd” cały dramatyzm kumulował się za sprawą linijek: Nerwowo trzymasz mnie za rękę w atomową noc, pytasz gdzie jest dzień naprawdę nie wiem. Kapitalny "Tydzień i Jeden Dzień”, kończący „Partię”, od opisów tyle barwnych, co i niepokojących pękał w szwach: Labirynty ulic, Elektryczne światła, Zastanawiam się kim jesteś, Zastanawiam się gdzie jestem. W „Pięknym Chuliganie” to, co romantyczne było jednocześnie tym, co niebezpieczne:  W niewoli twoich perfum, w pułapce czterech ścian, ciężkie ramię ciemne znamię, Tym razem nie mam szans. Nie ma zresztą wątpliwości, że w ramach pisania utworów Lesław niejednokrotnie tworzył również całkiem niezłą poezję. Wszystkiego zacytować się nie da, ale weźmy na przykład „Parasole”, sugestywny deszczowy obrazek, oprawiony wyciszonym śpiewem wokalisty i delikatnymi klawiszami, gdzie poziom oddziaływania na wyobraźnię zwyczajnie trudno jest przekoloryzować.  

Za ścisły trzon „partyjnego” debiutu uznaję trzy kawałki: skrajnie przebojowe „Warszawa i Ja”, melancholijno-rozedrgany „Pociąg Do Nikąd” oraz intrygujący „Tydzień i Jeden Dzień”. Niedaleko za nimi plasują się malownicze „Parasole” i przyprawione pikantną sekcją dętą „Ulice”. Nie da się powiedzieć złego słowa o „Pięknym Chuliganie” czy wyraźniej punkujących, śpiewanych po angielsku oraz francusku „Dicku Graysonie” i „Reve”. Oszałamiającą płynność świetnych melodii, wspaniałych bez wyjątku refrenów i konsekwentnie następujących po sobie hitów przyniosła jednak wydana w niedługim czasie po „Partii” płyta „Dziewczyny Kontra Chłopcy”, na której wszelkie zalety zespołu zostały już doszlifowane do poziomu maksymalnego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz