środa, 4 lipca 2012

The Cribs - In The Belly Of The Brazen Bull (2012)














8

The Cribs wyrośli ostatecznie na najlepszy zespół wywodzący się z ostatków post-punk revivalowej sceny połowy poprzedniej dekady. Dwie rzeczy trzeba im przyznać. Pierwszej klasy popowy instynkt, który już od czasu „Man’s Needs, Woman’s Needs Whatever” objawiał się w arcychwytliwych hookach i refrenach, a w ciągu kolejnych pięciu lat przeszedł bardzo przekonującą ewolucję. Po drugie, umiejętność dobierania sobie elitarnego towarzystwa. Edwyn Collins, Alex Kapranos, Lee Ranaldo, Johnny Marr. Dziś bracia Jarman zrezygnowali ze wsparcia dużej wytwórni, ale w niczym to już nie szkodzi skoro w międzyczasie wyrobili sobie renomę i bez problemu zaprosili do współpracy dwóch kultowych producentów jednocześnie. Na „In The Belly Of The Brazen Bull” w rezultacie możemy podziwiać nieco specyficzny amalgamat rozmarzonych retro-ballad, wypolerowanych ręką Dave’a Fridmanna oraz czaderskich gitarowych wykopów, o których produkcję zadbał Steve Albini. To do niego należą singlowe fragmenty, antemiczny punk rock „Chi-Town” oraz „Come On, Be A No-One” brzmiące niczym spotkanie Nirvany z Beatlesami. Poza tym album prezentuje jednak zupełnie inne oblicze. Warto wsłuchać się w „Glitters Like Gold”, na pierwszy rzut oka zupełnie nieinwazyjne, ale przy uważniejszym skupieniu okazujące się kompozycyjnym majstersztykiem. To samo z „Jaded Youth” gdzie idealnie udało im się wyważyć złoty środek między stylami dwóch muzycznych dekad (60’s i 90’s). Złudne okazują się ciężkie riffy w rodzaju tego otwierającego utwór „Anna” czy bębny z „Confident Man”, bo do refrenów i z nimi włącznie topimy się już w miłosno-urokliwych sielankach. I trzeba przyznać, że spójnie domknięte jest to wszystko jako dojrzała, solidna w każdym calu muzyczna wypowiedź. Żal w tym wszystkim najbardziej, że z uwagi na zalew wszelakiej muzyki i łatwość dostępu do niej, prędko przepadnie gdzieś wspaniałe „Back To The Bolthole” . Epicki, stadionowo-garażowy hymn z wylewającym siódme poty wokalistą, zasługujący na o wiele większą uwagę niż dajmy na to, ostatnie wyczyny Coldplay.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz