wtorek, 29 września 2015

Martin Phillipps & The Chills - Sunburnt (1996)











7.5

Should I be terriffied, should I be crying? Ani jedno, ani drugie. Charakter muzyki na “Sunburnt” uniemożliwia wynoszenie z odsłuchów wstrząsających wrażeń. Stawką w zmaganiach Martina Phillippsa ma być raczej kunsztowny, urokliwy pop oraz idące za nim poczucie przyjemności, satysfakcji i oczarowania.

O ile na poprzedzającym czwarty krążek utalentowanego Nowozelandczyka „Soft Bomb” mieliśmy też udane próby urozmaicenia typowego materiału The Chills, tak w kolejnym fragmencie dyskografii projektu uraczono słuchaczy już tylko nieodbiegającym od starannie melodyjnego i delikatnie przebojowego stylu grupy z Dunedin słonecznym pop-rockiem i jangle-popem. Phillipps to jednak kompozytor o wystarczająco bogatej wyobraźni, potrafiący ramach komponowania piosenkowych form wciąż tworzyć materiały ciekawe i różnorodne. „Sunburnt” w żadnym wypadku nie brzmi jednolicie. Liderowi przedsięwzięcia ponownie dopisała pomysłowość.

Melodia to coś czym Martin posługuje się nad wyraz elastycznie. Kolejne linijki wokalne w „As Far As I Can”, chórki, delikatnie zarysowane dźwięki wydobywane z gitary i klawiszy czy wymowa tytułowych słów trącą perfekcją. Niezwykle swobodnym nagraniem jest „Swimming In The Rain”. Refren „Premonition” nie odstaje od najlepszych na „Submarine Bells”. Nawet od opartego na jednym niemalże patencie, a mimo to urzekającego „Surrounded” nie sposób się odpędzić. Fani phillipsowskich quasi-szant mają fortepianowo-akustyczne „You Can Understand Me”. Miłośnicy pop punka singiel “Dreams Are Free”. Najwiekszy dowód na ciągle nieujarzmiony, kompozytorski apetyt gwiazdora Flying Nun Records stanowi zaś wyróżniający się na tle reszty „Lost In Future Ruins”. Psychodeliczno-popowy utwór o niebywałej głębi.    

Oczywiście są tu też mniej zachwycające kawałki, ale te jak zwykle nie mają większego wpływu na ogólnie korzystny odbiór albumu. Posiadając już na koncie „Brave Words”, „Submarine Bells” i „Soft Bomb” Phillipps stanął przed trudnym zadaniem dorównania samemu sobie sprzed czterech, sześciu i dziewięciu lat. Wynik okazał się na tyle zadowalający, że nawet jeśli do znakomitości poprzedników odrobinę zabrakło, to i tak „Sunburnt” prezentuje się jako płyta co najmniej świetna. Przyjemna, satysfakcjonująca i czarowna.  
      
*

Should I be terrified, should I be crying? Neither one thing, nor the other. Due to the nature of the music it is impossible to have thrilling experience from listening to “Sunburnt”. The sense of the struggle of Martin Phillipps should rather be artful, charming pop, which ensure feelings like pleasure, satisfaction or enchantment.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz