piątek, 21 sierpnia 2015

The Chills - Submarine Bells (1990)











8

Singlowy „Heavenly Pop Hit” zaostrzył apetyt na płytę pełną błyskotliwie przebojowych piosenek. „Submarine Bells” okazał się tymczasem pełnoprawnie udanym albumem z jedną mocno rozczarowującą wadą. Zaledwie garstką zawartych na nim killerów.  

Da się je policzyć na palcach jednej ręki. Pierwszym jest oczywiście bezbłędny utwór wspomniany przeze mnie w inicjującym recenzję zdaniu, który opisywałem już szczegółowo w osobnej recenzji. Drugi to wtórujący mu, pełen zdrowo „brykających” klawiszowych melodii „Tied Up On A Chain”, profesjonalna popowa robota i zdecydowany zdobywca srebrnego medalu. Od niego z kolei niedaleko upada wybrany na kolejnego singla „Part Past Part Fiction”, łączący tęskny tekst z nośnym gitarowym motywem i trafiającym w sedno refrenem.

Na tym zalety drugiego krążka The Chills na szczęście się nie kończą. Da się wyczuć coś frapującego w „Singing In My Sleep”, gdzie Martin Phillipps opowiada nam o boskich piosenkach słyszanych we śnie i zapominanych zaraz po przebudzeniu. Morska pieśń „I Soar” nagrana przy udziale fletu bardzo subtelnie oddaje poczucie samotności i zadumy. Tytułowe „Submarine Bells” brzmi zaś rozczulająco niczym najpiękniejsza kołysanka śpiewana dziecku na dobranoc. Tradycję popowo-punkowych wymiataczy kontynuują z przyzwoitym powodzeniem „The Oncoming Day” (istniejące już od około 1982 roku) i „Familiarity Breeds Contempt”. Indeksy 7 i 10 to najsłabsze elementy układanki.  
      
Za wyjątkowo udane na płycie należy uznać teksty. Wyraźnie widać, że spory wpływ na sferę liryczną odcisnął okres intensywnego koncertowania zespołu w Europie i Ameryce Północnej. Martin w ujmująco prywatnym „Don’t Be - Memory” pisze o trudnościach związanych z wystawianiem związku na próbę podczas długich rozstań. W „Part Past Part Fiction” opisuje bolączkę bycia z dala od domu i znanego do tej pory świata, w miejscach, w których nikogo się nie zna. Temat samotności przewija się jeszcze ponadto w „I Soar” i „Dead Web”. Gdzieniegdzie Phillipps wręcz zaskakuje swym poetyckim zacięciem: Silver sisters fill the horizon, The cream of autumn’s violet skies, At dusk the land will quietly shed its disguise, As both moons rise, Feigning surprise at their meeting of eyes. Co ciekawe, ewidentny optymizm „Heavenly Pop Hit” nie powtarza się nigdzie więcej. Poza tym wyjątkiem, na albumie w zasadzie brak kawałków akcentujących warstwą dźwiękową skrajne nastroje.

Narzekanie na mało hooków w odniesieniu do płyty zawierającej wiele wyrafinowanych utworów, zadbanej tekstowo i tym razem zadowalającej produkcyjnie chyba każdego, to być może lekkie pójście na łatwiznę. Poczucia tego delikatnego braku i obecności kilku nie do końca satysfakcjonujących fragmentów nie jestem się jednak w stanie pozbyć. Mimo to, o „Submarine Bells” słusznie zwykło się mówić przeważnie w samych superlatywach. Krążek ten stanowi dla kiwi-rocka kamień milowy o podobnym znaczeniu co „Brave Words”. Muzycznie jawiąc się jego nieco jaśniejszym i profesjonalniej nagranym następcą, a także dokumentem przechodzenia w coraz większą artystyczną (i nie tylko) dojrzałość grupy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz