wtorek, 24 grudnia 2013

Podsumowanie 2013: piosenki 28-25














And in my mind, There is something rotting dead. Tym razem u Deerhunterów mniej wzruszeń, a więcej rzeźniczenia. Bradford Cox i jego zespół z wdziękiem kameleonów przeistaczają się w specjalistów od garażowo-rockowego uboju. Gdyby „Monomania” składała się wyłącznie z ostatnich trzech minut w postaci maniakalnego wymawiania słów tytułowych i jazgotliwego nawalania, to pewnie i tak wrzuciłbym tutaj.
















Dziewczyna z football, etc ma naprawdę ładny głos i nie zawaha się użyć go tak, żeby brzmiał jeszcze ładniej. Przysłuchawszy się dokładniej zdajemy sobie sprawę, że magia wokalizowania Lindsay polega na przedłużaniu poszczególnych słów oraz nadawaniu im swoistej ulotności. Whaaaaaat dooooo yoooou seeeee wheeeen youuuuu cloooooose yooooour eyeeees, for the laaaaaast tiiiiiime. W tym pomagają zresztą urocze indie-emo’we melodie, dopasowane w taki sposób, by jedno i drugie funkcjonowało blisko ideału. Godni następcy Rainer Maria.




















Prawie 8 minut, tańczymy, nie nudzimy się. Win twierdzi, że jeśli w niebie nie odnajdzie swej wybranki, to nie ma dla niego sensu. Może nie jest to tekst tak dobry i na pewno nawet w ułamku nie tak poruszający jak rzeczy z „Funeral” albo „The Suburbs”, a i tak wciąż widać, że oni. Poza tym tu na pierwszym planie jest brzmienie. David wchodzi ledwie na chwilę, ale jego kwestia wnosi coś miłego i przedłuża sens tego zaskakująco równego pod względem chwytliwości tworu. 



















Chcę coś przeżyć i zachować by potem nie żałować/ Chcę tylko leżeć na podłodze i myśleć o sobie. Dość naiwnie byłoby uwierzyć, że w zastanym czasie i rzeczywistości utwory Lewych Łokci mają szansę stać się młodzieżowymi hymnami jakiejś generacji, a trochę szkoda, bo potencjału lirycznego jak i zawartego w zadziornej muzyce na pewno im nie brak. Sam fakt, iż w naszym kraju smutasów, wreszcie ktoś gra jak Superchunk łamany przez Weezera i po indie-rockowemu wesoło hałasuje warty jest uznania. Kto zna moje muzyczne upodobania ten wie, że kawałkom takim jak „Pomieszane Chwile” nie jestem w stanie się oprzeć. Owszem, gitary i perkusja sprawują się tu całkiem radośnie, ale tekstowo to wcale nie sielanka, bo niestety w życiu nadal młodych, choć mierzących się już z dojrzałością ludzi, którzy pragną z tej młodości coś jeszcze wycisnąć „niewiele się zmienia” nawet jeśli czasem tego by sobie życzyli. 

(Po raz pierwszy recenzja "Pomieszanych Chwil" ukazała się tutaj)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz