piątek, 29 kwietnia 2016

2010-2014: punk & emo (piosenki) - wstęp



















Dlaczego punk & emo i co to właściwie znaczy? Obszar gatunkowy, którego dotyczy niniejsze podsumowanie wyznaczyłem sobie w dużej mierze instynktownie w oparciu o pewną część amerykańskiej sceny muzycznej, obejmującą niekiedy stylistyki mocno odmienne, choć nieprzypadkowo ze sobą powiązane. „Amerykański punk” kojarzy się dziś z kapelami grającymi muzykę o różnej skali agresywności. Przywodzi na myśl głównie odmiany takie, jak melodic hardcore, hardcore punk czy pop punk, ale też wiele innych hybryd bardzo często przechodzących w post-hardcore lub też właśnie wspomniane w tytule emo

Zarówno emo, jak i post-hardcore wywodzą się z czystego amerykańskiego punk rocka i pomimo przeróżnych ewolucji, modyfikacji oraz kolejnych „fal”, nierzadko zmieniających oblicza tych stylistyk zupełnie nie do poznania, cały czas krążą wokół jego rdzenia. Głęboko zakorzenione w hc punku były pierwotne, podziemne emo i emocore [1] ze środka oraz drugiej połowy lat 80. (Rites Of Spring, Moss Icon). Na początku kolejnej dekady u zespołów emo, nawet tych stosunkowo agresywnych, coraz silniej dało się zauważyć, zainicjowaną chwilę wcześniej przez Moss Icon, skłonność ku zniewalającym melodiom (Still Life, Hoover, Split Lip), aż w końcu stylistyka została na dobre przejęta przez nastrojowego indie rocka (Sunny Day Real Estate, Mineral, Christie Front Drive), a nawet dokonała ożenku z pop rockiem (The Get Up Kids, Jimmy Eat World). W ciągu tych dwóch dekad kombinacje bywały jednak przeróżne. Nie istniała konieczność ścisłego uprawiania gatunku o takich czy innych cechach, stąd naliczyć dało się mnóstwo grup „emo punkowych”, punk rockowych z elementami emo, emo/post-hardcore’owych albo grających coś nieokreślonego między emo, emocore’em, indie rockiem, post-hc i punkiem. Za przykład niech posłużą choćby takie nazwy jak: Samiam, Dag Nasty, Jawbreaker, Fugazi, Cap’n Jazz, Texas Is The Reason, At The Drive-In czy Lifetime. W przypadku sceny, gdzie wpływy wszystkich tych stylistyk nawzajem się przenikały, na której kapele punk rockowe i pop punkowe koncertowały wraz z zespołami emo oraz wydawały płyty w tych samych wytwórniach, związek pomiędzy punkiem a emo wydawał się nierozerwalny.

















Po kiepskiej dla emo dekadzie 2000-2009, kiedy można było odnieść wrażenie, że ostatecznie zanikła jakakolwiek nić łącząca ten gatunek z jego wstępną, a nawet tą nieco późniejszą wersją, niespodziewanie nastąpiło odrodzenie, w jakimś stopniu przywracające na mapę kolorową sytuację z lat 90. Dziś możemy mówić o licznych reprezentantach nastrojowego midwest emo (Empire! Empire! I Was a Lonely Estate, Joie De Vivre), grupach zakochanych w emo old-schoolowym (Human Hands), tabunach ekip trudniących się rozpaczliwym screamo (Raein), indie rockowych i pop rockowych mieszańcach (The Hotelier, Modern Baseball), emo-math rockowcach (The Brave Little Abacus, This Town Needs Guns) czy też ambitnych kapelach usiłujących wyprowadzić stylistykę na nowe tory (The World Is a Beautiful Place And I Am No Longer Afraid To Die, Foxing). Podobnie jak dawniej, koneksje z graniem punkowym i sceną „nowego punka” są w ich przypadku ogromne. Jeżeli wśród zespołów obracających się w wyżej wypisanych podszufladkach wymienilibyśmy przykładowo również Joyce Manor, Polar Bear Club, The Menzingers lub Title Fight, nikt nie zauważyłby w tym niczego niestosownego. Znamienny wydaje się chociażby fakt, że w wytwórni Epitaph Records, która zasłynęła swojego czasu jako kultowa oficyna wydająca artystów z kręgu punk rocka i melodic punku obok klasycznych reprezentantów w rodzaju Bad Religion, Rancida, Millencolin, Descendents i The Lawrence Arms, znajdzie się aktualnie miejsce także dla nowego emo The World Is A Beautiful Place... czy mniej lub bardziej poruszających się wokół tej „orbity” The Sidekicks i Pianos Become The Teeth.

Wiadomo już więc dlaczego w tytule mojego rankingu widnieje napis punk & emo. Określenie „nowe emo” odnosi się oczywiście do odrodzenia gatunku po roku 2010. W tym miejscu wypadałoby jednak jeszcze nadmienić co mam na myśli pisząc, „nowy punk”?











Tutaj znów można mówić o sporej umowności. Amerykański „nowy punk” rozpoczyna się dla mnie w okolicach lat 2006-2007, czyli już krótką chwilę przed okresem, jaki obejmuje podsumowanie. Jego narodziny to moment wydania EP’ki „The Redder, The Better” Polar Bear Club (2006) lub albumu „Sink Or Swim” The Gaslight Anthem (2007). Teorię, że coś się “święci” mogli ponadto potwierdzać inni debiutanci tacy, jak: Off With Their Heads, O Pioneers!!!, The Loved Ones i The Riot Before oraz  młode zespoły prezentujące w tym okresie swoje kolejne albumy: Bomb The Music Industry!, The Flatliners, Andrew Jackson Jihad czy Defiance, Ohio. Kluczowymi jawią się w tym przypadku pytania, na czym polegała ich nowość, czym się te kapele różniły od grup punk rockowych z poprzednich lat i jaki był ich wspólny mianownik?     

Wszystkie te kwestie można w zasadzie ująć za jednym zamachem. U wielu z wymienionych przeze mnie wyżej grup słyszalne były wpływy tych samych zespołów i stylistyk muzycznych, niewykorzystywane wcześniej na tak dużą skalę. Najbardziej inspirującą punk rockową kapelą całej dekady stali się bez wątpienia Hot Water Music, a zaraz za nimi Lifetime, The Lawrence Arms, Latterman oraz Against Me!. Zespoły te w sporym stopniu pomogły skonstruować cechy i styl nowopunkowych grup, których utwory często odznaczały się zarówno wyrazistą melodyjnością, jak i zauważalnie szorstkim charakterem. Wokalami krzykliwymi lub głośnymi i entuzjastycznymi.



Klasycznej szkole specyficznego „wyciskania” melodyjności i kreowania intrygujących dysonansów HWM przypatrywano się co prawda pod względem instrumentalnym, ale elementem z jakiego zaczęto korzystać wręcz garściami były przede wszystkim wokale duetu Chuck Ragan/ Chris Wollard. Przykładowo Jimmy Stadt z Polar Bear Club zręcznie manewrował pomiędzy zaczerpniętymi od nich typowymi „rykami” a znacznie delikatniejszym śpiewem. [2] Zespół O Pioneers!!! w swych poczynaniach wokalnych HWM praktycznie kopiował. Wpływy te były błyskawicznie rozpoznawalne także u wrzaskliwych The Flatliners, a kilka lat później choćby u Title Fight. Castevet inkorporowali zaś tego rodzaju wokale do konstrukcji post-rockowych. Krzykliwy szorstko-melodyjny punk rock i pop punk określano czasem także jako orgcore[3] Jeżeli ochrypłe głosy jakimś cudem nie przypominały wokalistów grupy z Florydy, to z pewnością musiały się kojarzyć z Brendanem Kelly, czyli liderem The Lawrence Arms[4]    

Część zespołów w tamtym okresie chętnie sięgała po wpływy folku, bluesa, heartland rocka i country. Folk punkowi i punk bluesowi w bardzo różny od siebie sposób byli O Pioneers!!! [5], Andrew Jackson Jihad i Defiance, Ohio. The Riot Before i The Gaslight Anthem w największym stopniu upodobali sobie przy tym muzyczne “południe”. Nie jest tajemnicą, że w przypadku drugiej z tych kapel od zawsze mówiło się o naśladowaniu Bruce’a Springsteena. „Gazlajci” jak przystało na czołowego przedstawiciela „ruchu” nie byli jednak wyłącznie prostą wypadkową chropowatego punk rocka Hot Water Music czy Against Me! [6] i punkowo-country’owego Social Distortion [7] z romantycznym oddechem „Bossa”, a kapelą o własnej, wyjątkowej tożsamości i inteligencji, pozostawiającą większość kolegów daleko w tyle.














Za najbardziej charyzmatyczną cechę wielu punkowych kapel z lat 2006-2010, a nawet i dalej: 2006-2014 należy natomiast uznać skłonność do potężnych, zbiorowych gang-wokali, wykrzykiwanych wspólnie „braterskich deklaracji”, do jakich słabość mieli zarówno reprezentanci melodyjnego punk rocka/orgcore’u, jak również folk punku, emo, post-hc i ska punka. Przykłady z lat ostatnich mógłbym mnożyć, ale te najważniejsze zawarłem już w samych opisach piosenek. Za jedną, szczególną egzemplifikację niech posłuży końcówka utworu „We’re Getting A Divorce, You Keep The Dinner” z 2007 r. wielokrotnie wspominanego już The Gaslight Anthem.  

Jak już wspomniałem, tendencja utrzymywała się także w kolejnych latach. Ważne albumy w kategorii ostrzejszego pop/melodic punku nagrali w 2010 r. The Menzingers i w 2011 Joyce Manor. Dużym echem, nie tylko na scenie punk rockowej, obił się „The Monitor” autorstwa Titus Andronicus (2010). Kolejne istotne pozycje wydawali Bomb The Music Industry! i The Wonder Years. Obydwie kapele poza warstwą muzyczną zwracały uwagę również za sprawą dojrzałych tekstów piosenek. Jeff Rosenstock i Dan „Soupy” Campbell doskonale wpisywali się w wizerunek nowego punkowego tekściarza, auto-refleksyjnego, wyjątkowo świadomego niedoskonałości swoich poczynań, skupionego na sferze emocjonalnej, ale nie tylko na problemach natury uczuciowej. Dla nowopunkowego kompozytora/wokalisty ciekawsze od walki z systemem i komentowania spraw społeczno-politycznych stało się śpiewanie o życiowych zawodach i różnego rodzaju porażkach. Nawet jeżeli gdzieniegdzie pojawiało się jeszcze hasło „No Future”, to dotyczyło ono już czegoś zupełnie innego niż dawniej.  













Podsumowując, selekcja utworów w zestawieniu opiera się o przynależność do zataczającej szerokie kręgi amerykańskiej sceny okołopunkowej.  Nie oznacza to jednak, że wziąłem pod uwagę wyłącznie zespoły pochodzące z USA. W rankingu znalazło się miejsce także dla kanadyjskich, brytyjskich, szwedzkich, norweskich, japońskich, austriackich i polskich kapel grających emo/punk/post-hc. Bardziej bowiem niż o podział geograficzny chodzi tu o ujęcie pewnych stylistyk kojarzonych ze Stanami Zjednoczonymi, ale z powodzeniem uprawianych także w innych miejscach świata.

„Przesiew” w dalszej kolejności opierał się naturalnie o nic innego, jak tylko mój osobisty gust. Wyłącznie na własne sympatie i subiektywne poczucie „ważności” da się zrzucić dobór piosenek oraz przyznanie im wyższych lub niższych pozycji. Także o tym, że w podsumowaniu znalazło się, być może, więcej propozycji stosunkowo lekkich i melodyjnych niż ostrych i ekstremalnych zadecydowały własne preferencje i hierarchie wartości. Jeżeli więc ktoś stwierdzi, iż zabrakło tu czegoś ważnego, albo że proporcje między podgatunkami są zachwiane, to w kontekście „obiektywności” rankingu zapewne będzie miał rację. Z góry zaznaczam jednak, iż żadne silenie się na obiektywność nie było w tym przypadku moim celem. 

miejsca 101-91  




[1] Do dziś nie można mówić o jednoznaczym rozstrzygnięciu czy słowa emo i emocore oznaczają w istocie coś innego, czy są to jednak pojęcia synonimiczne, a emo to po prostu skrót od emocore’a? Osobiście przychylam się jednak do rozróżnienia obydwu określeń i przyjęcia dość przekonującej wersji Andy’ego Radina  z Funeral Diner, który pisał o tym na swojej stronie Fourfa.com: http://www.fourfa.com/styles/index.htm. Tekst został również przetłumaczony na język polski i umieszczony na witrynie Lemon Tree:  http://www.lemon-tree.host.sk/emoforma.htm. Na tej podstawie możemy mówić o emo jako pojęciu szerszym, skupiającym kilka podgatunków, jak i węższym, będącym w zasadzie jednym z nich. A więc emo  w sensie szerszym zawierałoby zarówno emo, emocore, midwest emo i hardcore emo, a emo w sensie węższym byłoby konkretną podstylistyką reprezentowaną przez grupy takie, jak Navio Forge, Julia, Hoover, Still Life oraz częściowo Moss Icon. Kapele grające emo różniłyby się od zespołów uprawiających emocore dynamiką, tempem grania i sposobami wyrazu. Emo jest w takim przypadku wolniejsze, mniej punk rockowe, zwykle agresywniejsze wokalnie, ale też skłonniejsze do ładnych melodii. Emocore to zaś w zasadzie „naładowany emocjonalnie punk rock”.

[2] https://web.archive.org/web/20071215124513/http://luchadorrecords.bigcartel.com:80/product/the-redder-the-better EP’kę „The Redder, The Better” określano na stronie Luchador Records jako “melodyjny, emocjonalny punk rock mający zapełnić lukę po rozpadzie Hot Water Music i Small Brown Bike”.


[4]
Inny, często pojawiający się w twórczości nowych zespołów, typ śpiewania stanowił wokal a la Ari Katz z Lifetime. Ten w przeciwieństwie do duetu Ragan/ Wollard całkowicie pozbawiony był jednak agresywnego „żwiru”, charakteryzował się stuprocentową melodyjnością i dość rozpoznawalną manierą.  Ślady tejże inspiracji, zwłaszcza po 2010 r. słychać było na przykład u Grown Ups, Late Nite Wars czy You Blew It!.

[5] Na ich album „Black Mambas” z 2006 r. składały się utwory oparte o folk punkowe aranżacje i wokale żywcem wyjęte z piosenek Hot Water Music

[6] Przykładowo recenzent Punknews.org wskazywał na bardzo czytelne podobieństwo „Boomboxes And Dictionaries” - kawałka rozpoczynającego płytę „Sink Or Swim” do utworu „Sink, Florida, Sink” grupy Toma Gabela. https://www.punknews.org/review/6355/the-gaslight-anthem-sink-or-swim

[7] Tom Breihan z Pitchforka w recenzji ich kolejnej płyty, „The ’59 Sound”,  zwrócił uwagę na przynależność TGA do grupy punkowych kapel starego typu takich, jak wspomniani Social Distortion, The Bouncing Souls i Alkaline Trio. Opisywał je zaś następująco:  These are the bands who sing in full-throated groan-man bellows, who unironically cover old country songs, who heroically keep the hair-grease industry afloat. http://pitchfork.com/reviews/albums/12454-the-59-sound/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz