The Spouds na nowej płycie nieco wysubtelnieli. Pozostali w znacznej mierze tym samym zespołem grającym szorstką mieszankę garażowego rocka z post-hardcore’em, ale do tego co dotychczas, dołożyli więcej zbawczej melodyjności i finezji. Na „Fear Is The New Self-Awareness” zdarza się im wykorzystywać patenty rodem z indie-emo, co odbywa się w stopniu zauważalnym, choć nie przesadnym, ale co najważniejsze działa na korzyść.
Mile zaskakuje obecność gładko zaśpiewanych, spokojnych i wpadających w ucho utworów, stanowiących raczej wyraźniejszy akcent niż współczynnik definiujący całość. „Night” to singiel jak na nich znakomicie trafiony i wyważony. Trudno na dzień dzisiejszy wyobrazić sobie Spoudsów w bardziej romantyczno-młodzieżowej odsłonie. „Celebrating moments that we'll forget”. Zacna próba udokumentowania ulotności fajnych chwil. Jeśli mieliby wybrać kolejny numer promocyjny, to wybór powinien paść na „Ignite Of The Vapors”. Piosenkę stanowiąca brzmieniową ucztę, opartą na kapitalnym "dotarciu" pomiędzy pracą każdego z instrumentów, zbudowaną z dużym wyczuciem, przyciągającą nawet pomimo braku refrenu.
To było The Spouds delikatne, ale pamiętajmy, że panowie słusznie reprezentują estetykę post-hc. Dynamicznych, połamanych i ostrzejszych propozycji nie może więc zabraknąć. Wszystko to, o czym wspomniałem włącznie z towarzyszącymi wokalowi Kuby Walendy krzykliwymi chórkami Mateusza Romanowskiego rozkwita w „Icebreaker”. Dużo gniewu wylewa się z najlepszego moim zdaniem „It Work Both Ways”, co w połączeniu z wycinanymi co rusz riffami i generowanymi sprzężeniami zbliża na moment tych niepozornych chłopaków do epickich klasyków z Fugazi albo starego Cursive z czasów „Burst And Bloom”. Gitarzyści Spoudsów przejawiają zresztą coraz większą sprawność w kreślonych przez siebie partiach i solówkach. Warto również wsłuchać się w teksty, bo te chyba jak rzadko kiedy są dowodem ciekawego pisania Polaków po angielsku. Fragmenty takie jak: “Finding a foreign land, No casus belli at hand, Annexing piece by piece, Driving you to your knees” czy “No way to fight temptation, Or ever-growing hunger, World as deep as credit card” jawią się małymi lirycznymi smaczkami. Zawsze lubiłem, kiedy jedna linijka w jakiś sposób kumuluje emocje zebrane w całym kawałku, a tak dzieje się w „Result Set” wraz z wyśpiewywaniem słów: „every piece you find here is not mine”. Po trzech latach nadal będę się poza tym upierał, że słychać u nich mnóstwo ducha At The Drive-In. Jeżeli go tam jednak nie ma, to znaczy, że nadpobudliwie skojarzeniowa wyobraźnia recenzenta znów jest w formie.
Warszawiacy byli nieźli już na „Paxil”, chociaż tam czegoś zdawało im się brakować. Nowy album przynosi zaś wrażenie czystej, naturalnej progresji. Z drugiej strony, nadal nie jest tu jeszcze aż tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Póki co, przy dość niewielkiej ilości polskich grup ścierających struny w zgrzyt post-hardcore’u, „Fear Is The New Self-Awareness” dołącza do garstki krążków dla istnienia tej sceny istotnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz