Ostatnie dwie płyty Chromatics były propozycjami głębokimi jak noc, klimatycznymi na poziomie doznaniowym i melancholijnymi w taki sposób, że wyrażany na nich smutek docierał do nas jako najbardziej pociągające uczucie, możliwe do oddania dźwiękami. „Kill For Love” oraz „Night Drive” wciągały do intrygującego świata, w którym rytm chłodnej, tanecznej muzyce nadawały tęsknota, samotność i złamane serce. Trudno mi nawet wyobrazić sobie, że taki efekt można jedynie wykalkulować, że te niepowtarzalne utwory przynajmniej częściowo nie miały źródła w szczerych emocjach i natchnieniu. Zasadne staje się więc pytanie, czy na kolejnej płycie podobną magię uda się „spreparować”, czy jednak będzie ona już obecna jedynie w jakimś niewielkim stopniu? Czy celowość nie zabije naturalności? Przecież jeśli prawdziwe UCZUCIE można byłoby wypracować, takie płyty powstawałyby co chwila. A jednak nie powstają.
„Just Like You” 6/10
Nie wątpię, że cokolwiek Johnny Jewel, Ruth Radelet, Nat Walker i Adam Miller nam albumowo zaprezentują, będzie to rzecz w najgorszym razie wartościowa. Nie da się powiedzieć wiele złego o „Just Like You”, pierwszym utworze udostępnionym z „Dear Tommy”. Jest to rzecz dopracowana, skonstruowana w typowym dla nich delikatnym ambientowo-onirycznym stylu i zaśpiewana przez Ruth w charakterystycznej dla tej wokalistki smętnej manierze. Tyle, że już w nim sprawdza się poniekąd moja obawa. Nie wybrzmiewa tak głęboko i zniewalająco. Nie poruszają mnie te dźwięki i nie hipnotyzują. Ot, solidne, razowe Chromatics. Stosunkowo fajnie, ale ciut poniżej oczekiwań. Nic sobie z tego nie robiąc czekam na kolejne odsłony.
Nie wątpię, że cokolwiek Johnny Jewel, Ruth Radelet, Nat Walker i Adam Miller nam albumowo zaprezentują, będzie to rzecz w najgorszym razie wartościowa. Nie da się powiedzieć wiele złego o „Just Like You”, pierwszym utworze udostępnionym z „Dear Tommy”. Jest to rzecz dopracowana, skonstruowana w typowym dla nich delikatnym ambientowo-onirycznym stylu i zaśpiewana przez Ruth w charakterystycznej dla tej wokalistki smętnej manierze. Tyle, że już w nim sprawdza się poniekąd moja obawa. Nie wybrzmiewa tak głęboko i zniewalająco. Nie poruszają mnie te dźwięki i nie hipnotyzują. Ot, solidne, razowe Chromatics. Stosunkowo fajnie, ale ciut poniżej oczekiwań. Nic sobie z tego nie robiąc czekam na kolejne odsłony.
Drugi singiel może wskazywać na to, iż kwartet postawi tym razem na swoją przebojową, nieco bardziej otwartą odsłonę. „I Can Never Be Myself When You’re Around” nie ma już w sobie tak dużo mroku. Radelet śpiewa jakby „weselej”, światła można dostrzec tu nawet odrobinę więcej niż w “Kill For Love” czy “Cherry”. Dynamiczny, piosenkowy synth-pop wydaje się rozkwitać z mocniejszym niż wcześniej przekonaniem.
No i strzał trzeci, najmocniejszy. W „In Films” wyraźnie postawiono na jeden, ale za to bardzo konkretny hook. Druga sprawa, że już słysząc słowa Shiny red car do you feel so blue? When you see your friends crashing around you? czuje się, że tu Chromatics wreszcie uchwycili swoje flow. Za sprawą tego utworu poczynają sobie jeszcze śmielej i pogodniej niż w poprzedniku, a jedynie drobne akcenty w postaci niektórych linijek przemycają elementy „szarości”. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, iż jest to ich najbardziej bezpośrednia jak dotąd piosenka. Całkiem zgrabna, przesuwająca suwak z klimatu w stronę dbałości kompozycyjnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz