wtorek, 26 czerwca 2018

The Clientele / Clock Strikes Thirteen - Six Foot Drop / We Could Walk Together (2002)











6.5

Na ostatnim z trzech splitów, wydawanych jeden po drugim w latach 2001-2002, The Clientele raz jeszcze spotykali się z kapelą „duchowo” sobie pokrewną, równie lubującą się w nastrojowym i romantycznym indie popie. Tym razem obyło się bez nagrań premierowych, a zamiast tego każda z grup zmierzyła się z materiałem skomponowanym przez tę drugą. Podczas gdy Alasdair MacLeana z kolegami wzięli na warsztat „Six Foot Drop”, singiel Clock Strikes Thirteen z 1996 roku, zespół z Philadelphii zdecydował się zinterpretować znane z kompilacji „Cry Me A Liver” (1997) i „Suburban Light” (2000) „We Could Walk Together”.

Co do efektu, obyło się właściwie bez niespodzianek. Jeżeli posłuchamy autorskiej wersji „Six Foot Drop” i wyobrazimy sobie ten numer w wykonaniu The Clientele, a następnie włączymy wspomniany cover, wersja wyobrażona i rzeczywista nie powinny się od siebie wiele różnić. Amerykanie w ramach debiutanckiego singla skomponowali bliski wrażliwości Galaxie 500, melodycznie rozkoszny utwór w stylistyce lo-fi dream popu, w którym z damsko-męskich harmonii wokalnych uczyniono bardzo skuteczny oręż. Brytyjczycy, nic dodać nic ująć, przerobili go bardzo po swojemu, zachowując błogi urok „ładnej piosenki”, a wręcz czyniąc ją jeszcze delikatniejszą i bardziej rozmarzoną.

Clock Strikes Thirteen poradzili sobie z „We Could Walk Together” co najmniej równie sprawnie. Kawałek, który można chyba uznać za jeden z największych przebojów The Clientele trafił w dobre ręce, nabierając za ich sprawą nieco innego, acz całkiem interesującego charakteru. Wykonanie kapeli Benjamina Xaviera Kima brzmi niczym hippisowska ballada miłosna z lat 60. Psychodeliczny pop pobrzmiewający leniwymi gitarowym i akordami i dźwiękami tamburynu. Nie zagubiono tu fantastycznej, pojawiającej się w miejscu refrenu melodii, której w tym przypadku towarzyszą również słowa tytułowe, w oryginale nieobecne.

piątek, 8 czerwca 2018

Echo and The Bunnymen - Villiers Terrace / Monkeys (1985)











7.5

„Villiers Terrace”, jeden z najbardziej intrygujących utworów na „Crocodiles”, pomimo planów nie został wydany na singlu w czasie, kiedy Echo and The Bunnymen promowali jeszcze swój debiut. W okolicach roku 1980 albumowy nr 7 musiał ustąpić świetnemu „Pictures On My Wall” i „Rescue”, dwóm only-promo-singlom: „Pride” oraz tytułowemu „Crocodiles”, a nawet niepochodzącemu z krążka, samotnemu „The Puppet”. Po pięciu latach trochę w duchu zasady „lepiej późno niż wcale” grupa z Liverpoolu zdecydowała się naprawić swój błąd.

Pół dekady oznaczało wówczas w muzyce szmat czasu. Tym bardziej, że Ian McCulloch z  kolegami ewoluowali z płyty na płytę i w 1985 mieli już za sobą artystyczny szczyt w postaci „Ocean Rain” pilotowanego słynnym „The Killing Moon”. „Villiers Terrace”  na tym tle nadal przedstawiał się jednak jako piosenka frapująca, pociągająco tajemnicza, pełna post-punkowego i nowo-falowego uroku. Nie byłoby go bez kapitalnego motywu klawiszy, zagranych dwukrotnie sześciu dźwięków składających się na krótką, ale wystarczająco zapadającą w pamięć melodię.* Z tego miejsca Ian triumfalnie wyprowadzał swoją dynamiczną linię wokalną oraz zadziwiał osobliwym tekstem*, a Will Sergeant dodawał garść ładnych akordów. Smakowite 2:46 kończyła energetyczna partia perkusji Pete’a de Freitasa.

Singiel wieńczył b-side w postaci również znanego już z "Crocodiles" kawałka "Monkeys". W tym przypadku nabywcy nieznający debiutu "Bunnymenów" otrzymywali kolejną porcję  klimatycznego, jak najbardziej solidnego post-punku.  Coś znamiennego dla twórców gatunku w tamtym okresie (1979-1980) da się wyczuć zwłaszcza w oszczędnych, pełnych chłodu i dystansu, jakby pozbawionych złudzeń i emocji słowach tekstu: Boys are the same, Brains in their pockets, Girls are the same, Knock it and rock it, Remember, Remember/ I'm not a holy man, I'm too lowly for that, I'm not a praying man. I'm not ready for that.

Na podobnym pomyśle The Chills oprą później swój „House With A Hundred Rooms”. Co ciekawe, obydwa zespoły łączy tragiczny przypadek śmierci perkusisty. W 1983 r. na leukemię zmarł Martyn Bull, któremu Martin Phillipps poświęcił później „I Love My Leather Jacket”. W 1989 w wypadku motocyklowym zginął zaś Pete de Freitas z Echo and The Bunnymen.

wtorek, 5 czerwca 2018

Saint Etienne - Avenue (1992)











8.5

Po dwóch znakomitych coverach, „Only Love Can Break Your Heart” i „Kiss And Make Up”, debiutanckim autorskim singlu „Nothing Can Stop Us” ukazującym niesamowity popowy zmysł grupy oraz mocno klubowych skokach w bok pod szyldem Cola Boy, poprawionych chwilę później ultra-tanecznym “Join Our Club”, Saint Etienne ujawnili światu najbardziej romantyczną część swojej natury. Wydany w lutym 1993 przebój “You’re In A Bad Way” zajmował w singlografii Brytyjczyków pozycję dokładnie pomiędzy smutno łamiącym serce „Avenue” a klasycznie balladowym „Hobart Paving”. Choć obydwa z wymienionych utworów warte są by zatrzymać się przy nich na dłużej, palmę pierwszeństwa przyznałbym temu wcześniejszemu.

Można chyba powiedzieć, że słodycz głosu Sary Cracknell właśnie w „Avenue” osiąga rejony optymalnie ujmujące. Wokalistka absolutnie zniewala sposobem prowadzenia piosenki, w której melodie po brzegi wypełnia tęsknota i melancholia. Wokalnych hooków jest tu wiele, najważniejszy to teoretycznie piękne oooh nucenie, połączone z powtarzanymi przez Sarę słowami Young hearts, czyli jakby nie było refren. Z drugiej strony wejście w zwrotki, sentymentalny pre-chorus i „cytrynowy” mostek równie efektywnie sprawiają, że coś w człowieku mięknie. Ckliwość - słowo klucz, nie dość, że nie stanowi najmniejszego problemu, to staje się wręcz jedną z istotniejszych przyczyn nurtującego uroku kompozycji. Pod tym względem nagranie przywodzi nieco na myśl piosenki Julee Cruise z „Floating Into The Night”, oczywiście w wersji brzmieniowo i produkcyjnie nowocześniejszej, nie tak fatalistycznej, acz nie mniej emocjonalnej. Magia udziela się zwłaszcza w ponad siedmiominutowej wersji znanej z albumu i singla. Brak wspomnianego już wcześniej esencjonalnego fragmentu: Wish my heart's wish climbing out your window, For your savage amusement, You put a spell over me, well, Smells like lemon flavor połączonego z trzecią zwrotką: Tuesday, if I had you back again…, w krótszej niemal o połowę wersji promo opatrzonej teledyskiem oraz puszczanej w radiu należy uznać za zbrodnię.