piątek, 8 lipca 2011

Cursive - The Icebreaker EP (1998)












7.5

Kontaktowy punkt pomiędzy pierwszą, a drugą długogrającą pozycją w katalogu Cursive. Od „Such Blinding Stars…” mija parę miesięcy, wydawca zmienia się z Crank! na Saddle Creek. Trzy utwory z EP’ki tworzą intrygującą zapowiedź dalszych poczynań, zdradzając również progres względem wcześniejszych wydawnictw.

Co raz lepiej wychodzi im tu budowanie misternego klimatu, w czym bezbłędność osiągną za pięć lat. Póki co serwują pierwszorzędną mieszankę indie-rocka, emo i post-hardcore’u. Gitary Kashera i Pedersena w „Icebreakers” urzekają melodyjną doskonałością. Motyw na wysokości 1:37 przy gorzko łkanym “They’ve left us cold and crippled…” zwala z nóg. I na tym nie koniec, bo cały utwór jawi się stuprocentowym majstersztykiem. Na każdej płycie Cursive chociaż jeden taki musi być.

Trzeba jednak przyznać, że w „Pivotal” niewiele spuścili z tonu. Świetnie wypada zbalansowanie programowej ostrości kawałka, wejściami drugiego głosu i żywe operowanie rytmiką. Tim z kolei zalicza jedne z bardziej przekonujących wokalnych kwestii jakie mu się przydarzyły. Warsztatowo jest już ciut wyrobiony, a obfitujące w kipiącą energię wrzaski i ochrypłe skandowania można bez wahania nazwać zajebistymi. „Polar” nurkuje w „Ugly Organowym”, klaustrofobiczno-paranoicznym nastroju. Swoje pół minuty ma w nim basista Matt Maginn, później raczej zdominowany przez agresywnie zdzierającego gardło Kashera.

„The Icebreaker” to jeden z tych krótkich materiałów, które bardziej niż inne nadają sens umieszczania muzyki w EP’kowym formacie. Skromny wyczyn zaostrzający apetyt na dalsze poczynania kwartetu z Nebraski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz