7
Coś pomiędzy albumem długogrającym, a
kolekcją rarytasów. Właściwie bardziej opcja druga, ale nie do końca. Kiev Office nagrali właśnie trzeci
krążek, który pod każdym względem wydaje się równie nieszufladkowalny jak oni
sami.
Mniejsza zresztą o szczegóły. Po
pierwsze, liczy się fakt, że dostajemy muzykę jakiej wcześniej nie słyszeliśmy.
Po drugie, ta muzyka jest bardzo dobra co już wystarczy aby nie rozwodzić się
nad innymi, mniej istotnymi kwestiami. Na wstępie w pas kłania się ostra przebojowość.
„Jerzy Pilch” ze zwrotkami trochę przypominającymi Partię, chwytliwą gitarą,
chórkiem, tekstem oraz przyjemnym zgrzytem w środku. „Ręce protestują znów” i nie pozwalają zmienić ścieżki. Dziesięć kawałków później trafia
się nawet bardziej uzależniający „Uciekł w Niszę” gdzie Joanna Kucharska prostym „uuuu”
w refrenie niczym Kim Deal podbija serca na amen. „Satelita” to próbka podobnego pop-rockowego hiciarstwa
co „Własne Tajemnice” z pamiętnej miłoszowej EP’ki. Wszystkie trzy wspomniane piosenki
mogłyby robić za single i ustawiać się w konkury z chyba największym do tej
pory szlagierem Kiev Office czyli
„Dwupłatowcami”.
Z „Bałtyk Nocą” emanuje taki klimat,
że aż chciałoby się pojechac nad morze i pozbierać muszelki późną porą. Post-punkowym
minimalizmem i mrokiem wybornie wciąga „Dance Through The End Of Night”. Gdzieś
pomiędzy atmosferą, a przebojowością ustawiają się „Fallen In Love” i
energetyczno-koszące „Laurel”.
Według podziału jaki tu sobie
ustaliłem trzecią grupę stanowią typowo chałupnicze demówki. Takie z których
można się pośmiać, a także czegoś mądrego dowiedzieć. Sprawdźcie „Archeologa” i
„Reportaż”. Drugi polecam zwłaszcza studentom mającym do czynienia z
przedmiotem zwanym gatunki literackie. Czysto zabawnie wypada autotjunowa zabawa
„Uda Clinta Eastwooda” z jajcarskim tekstem. Daje radę akustyczne „Bernard i Borygo”. Żadnego
z tych kawałków nie sposób wziąć na poważnie. Muzycznie nie są to na pewno
żadne majstersztyki, ale... . Czasem dobrze wyluzować.
Najbardziej podoba mi się to, że każdy
kawałek ma tu swój charakter. Jeden jest gorszy, drugi lepszy, ale każdy zawsze
JAKIŚ. Z Kiev Office moi drodzy
nudzić się zwyczajnie nie da. Jako regularny album „Zamenhofa” wypada nieźle,
jako zbiór odrzutów to robota niemal rewelacyjna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz