5.5
Kontynuacja paranoicznego no-wave’u z pierwszej EP’ki. Wciąż bez Steve’a Shelleya, songwritersko udzielają się tylko Thurston i Kim. Duch nagrywania z Glennem Brancą nadal nieodłączny, grupa nie ma ochoty używać gitar w normalny sposób. Jak wiemy normalność straszy nudą.
Pozostajemy więc w muzycznej awangardzie, którą tradycyjnie można traktować jako oryginalniejszą formę sztuki, lub niesłuchalny śmietnik. Jest tu duszno i lodowato zarazem, trochę nieprzyjemnie, ciemno, a nawet chorobliwie. Uczucia wydają się zbędne, ale jeżeli komuś sprawia przyjemność mechaniczne artykułowanie, industrialne jazgoty oraz tworzące klaustrofobiczną ciasnotę hipnotyczne dzwony i zegary (między innymi „Lee Is Free”) ten powinien odczuć co najmniej ukłucie perwersyjnego zadowolenia. Kim Gordon jak zwykle z dobrym skutkiem udowadnia, że aby tworzyć interesującą muzykę nie trzeba wcale mieć talentu. To jej „Protect Me You” epatujące totalnym mrokiem jawi się najbardziej sugestywnym i zarazem „najładniej” brzmiącym utworem z płyty. Mi osobiście bardzo udziela się atmosfera dezorientacji i niepokoju zawarta w tekście oraz postawienie nacisku na klimatyczność. W interpretacji „I Wanna Be Your Dog” Kim nie jest już tak opanowana. Tu odziedziczona zostaje cała potępieńcza dzikość panów z The Stooges, zwłaszcza, że mowa o wersji wykonywanej na żywo. Innym elementem utrwalającym ciągłość nowojorskiej sceny jest całkiem niezłe „The World Looks Red” z post-apokaliptycznym tekstem Michaela Giry (w wykonaniu Thurstona). W przypadku „Shaking Hell”, trzeciego numeru Gordon, z początku niewiadomo czy ktoś tam na czymś gra czy może dwóch typów rytmicznie piłuje drzewo. Następująca dalej deklamacja i wykrzykiwanie haseł też raczej nie zachwycają, daleko do wrażenia z „Protect Me You”. Czwarty, „Making The Nature Scene” to już czysta poezja miasta, wiersz w awangardowym stylu, w którym basistka Sonic Youth niczym Julian Przyboś staje się wykrzynikiem ulicy.
Numerami Moore’a są: adekwatnie zatytułowany „Inhuman”, w pewnym sensie manifestujący to co się dzieje na krążku „Confusion Is Next” (I maintain that, chaos is the future, And beyond it is freedom, Confusion is next, And next after that is true) i rozpoczynający całość “She’s In A Bad Mood” czyli wprowadzenie do rytualnej ceremonii, dawka czerni gęstej jak smoła.
Tak w skrócie prezentuje się długogrający debiut Soników. Album ciekawy, stanowiący pewną pożywkę intelektualną, choć raczej męczący jeśli mielibyśmy dla rozrywki słuchać go „na ripicie”. Do zaakceptowania, ale i do poprawki.
Protect me demons
that come at night
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz