5
Debiutujący XTC sprawiali wrażenie bardziej pokręconych The Jam zmieszanych z odrobiną Talking Heads. Grali new-wave, bo wtedy chyba każdy kto odstawał od czystego punku, używał innych instrumentów i nie był przy tym Pink Floyd jakoś do tego terminu pasował. Odróżniać się próbowali za sprawą nietypowo brzmiących klawiszy oraz organów Barry’ego Andrewsa. EP’ka „3D” ukazuje wymyślność Partridge’a i spółki, prostotę nazwijmy to urozmaiconą. Z jednej strony lekko prymitywny feeling, opieranie kawałków na spontanicznej energii, z drugiej czysto avant-popową kombinatorykę. Widać starania, efekt nie jest najgorszy, ale znamy ich przecież z melodii, których tu nie ma prawie wcale. Ogromny nacisk panowie stawiają na rytmikę, wyjątek od reguły to klamra spinająca „She’s So Square”. Przy okazji tego wydawnictwa wyszedł także pierwszy singiel – „Science Friction” przedstawiający grupę jako nerdowatych wesołków, którzy ani nie mają ochoty za sprawą trzech akordów wojować i głosić prawd objawionych ani nie czują potrzeby eksponowania mroków swojej duszy.
5.5
Kwartet potrafił zresztą wspomnieć o różnych sprawach w sposób wyjątkowo zwiezły i ironiczny. Polityka: There's a message up in China, That they getting in Japan, Bouncing off an ocean line, Make em shake em in Siam oraz komentarz odnośnie panującej, wiadomej muzycznej mody: All the kids are complaining, That there's nowhere to go , All the kids are complaining, That the songs are too slow znajdują swoje chwile już w żywo otwierającym pierwszą płytę “Radios In Motion” autorstwa Andy’ego. W podobnym muzycznie stylu, z odpowiednim sobie humorem Partridge drwi z zimnej wojny w “Atom Age”, marząc przy okazji o filmach porno w trójwymiarze. Jego są obydwa single: “This Is Pop” i “Statue Of Liberty”. Pierwszy dość niepowalający, z kiepskim refrenem. Drugi zaś rewelacyjny, doszczętnie przebojowy, zabawnie opowiadający o uczuciu kierowanym do Statuy Wolności. Reszta w jego wykonaniu czyli kawałki 9-12 wypadają już raczej nudnawo. Colin Moulding zaczyna histerycznym pop punkiem “Cross Wires”, poprawia prostym jak drut i cieniutkim jak barszcz „Do What You Do”, średni poziom utrzymuje w „I’ll Set Myself On Fire”. Na tym etapie nikt nie powinien mieć wątpliwości kto w zespole grał pierwsze skrzypce.
Debiut długogrający traci nieco na gęstości brzmienia w stosunku do EP’ki, panowie więcej mają z rozbrykanych pop punkowców niż robotów (sprawdźcie „Dance Band” z „3D”). Pojawienie się pierwszej perełki - „Statue Of Liberty” to jednak fakt godny odnotowania, kilka innych numerów (chociażby „Radios In Motion”) również wyciąga krążek do góry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz