30. Savages - Husbands
Dziewczęcy post-punkowy
zespół zafascynowany Siouxie And The
Banshees, generujący hałas a la "Apologies To Insect Life"? To po prostu musi brzmieć
genialnie. I woke up and I saw, The Face
of a guy, I don't know who he was, He had no eeeeeyeeees!!! ###$$#@!#!##!!#
No Age + Jimmy Eat World = garażowe indie
z piosenkowym zacięciem. Fantastycznie udał się Japandro ten singiel, zasłużona przepustka do wypłynięcia na
szerokie wody. Dobrze wiedzieć, że mamy dziś jeszcze jakichś
Hüsker Dü
, Wipers czy Archers Of Loaf.
Bracia Jarman odnaleźli się w tym utworze w
sam raz między nuceniem piosenki z chórkami, a rockowym, czaderskim uderzeniem. If I went back to
school would I feel cool? Próba nakreślenia hymnu przemęczonej,
przedwcześnie starzejącej się młodzieży, zauważona i doceniona.
27. Ariel Pink’s Haunted Grafiti – Only In My Dreams
Kalifornijskim retro-klimatem i 70'sowym old-schoolem Ariel potwiedza, że artystycznym kombinatorem jest nieprzeciętnym. "Only In My Dreams" to poza tym kompozycja mocna, piosenkowo doskonała, która nawet bez wyrafinowanej produkcji broni się lekką ręką. Kawałek satyfakcjonujący słuchacza wnikliwego oraz tego zadowolonego z łatwo wpadającej w ucho melodii. Coś dla hipsterskiego wnuczka jak i hipisowskiej babci.
Kalifornijskim retro-klimatem i 70'sowym old-schoolem Ariel potwiedza, że artystycznym kombinatorem jest nieprzeciętnym. "Only In My Dreams" to poza tym kompozycja mocna, piosenkowo doskonała, która nawet bez wyrafinowanej produkcji broni się lekką ręką. Kawałek satyfakcjonujący słuchacza wnikliwego oraz tego zadowolonego z łatwo wpadającej w ucho melodii. Coś dla hipsterskiego wnuczka jak i hipisowskiej babci.
Zabawne, że kawalek, który na nowej płycie Gaslight Anthem na luzie znalazłby się
w mocnym top 3 potraktowano zaledwie jako ścieżkę dla wydania deluxe. Jeszcze
zabawniejsze jest to, iż nawet kiedy Gaslight
Anthem co raz bardziej wpadają w pułapkę popularności to naiwna szczerość
ich muzyki nadal powala wielu najbardziej undergroundowych niezali. Dopóki Brian ma w głosie to coś co słychać
przy wymawianiu słów Where'd you get them
scars? How blue is your heart? Is it
sad enough to break? She said, "it's sad enough to break nie straszne mi sięgać po cokolwiek pod czym się
podpisze.
Klimatyczne dźwięki z krainy fiordów, czym byłyby bez nich moje podsumowania? Norwegowie, Fini, Duńczycy i Szwedzi to niewątpliwe unikaty. Mają coś czego za cholerę nie odnajdziemy w muzyce z innych krajów. Nawet jeśli Megaphonic Thrift eksplorują dobrze znane terytoria odpowiednie My Bloody Valentine i Sonic Youth to chcąc nie chcąc i tak nadają temu indywidualny posmak, melodie zmieniają w odświeżające zefiry, a harmoniami zniewalają dusze utęsknione.
Pierwsza melodia, która mnie w tym roku tak niesamowicie zniewoliła. Głęboka woda, w której utopić się nawet nie żal. Kept you here beneath my breath, Smooth the sheets upon the bed. Denise Nouvion, przyjdź i zanuć mi to
do ucha.
W pół drogi pomiędzy “A Day In The Life” i “All I Want For Christmas Is
You”. Panowie z Green Day zebrali się w końcu by
dostarczyć nam choć jeden, naprawdę fajny singiel. Piosenkę prostą, ale
nieprzejednanie wdzięczną, celującą w czas Mikołaja za kierownicą ciężarówki
coca-coli i przedświątecznych przechadzek pomiędzy sklepami.
Nie ma nic
fajniejszego od piosenek z pogwizdywaniem i loserskimi tekstami, z którymi
można się jakoś utożsamić. You started a job, that you
hate when your sober, and hate even more when you're not./You found a guy, Who is clearly the opposite me, With his black-motored
bike. „Forest Whitaker” to przy okazji hołd dla
amerykańskiego, czarnoskórego aktora, szczególnie w wersji z upamiętniającym
jego role wideoklipem.
Art-popowa
doskonałość, elegancja i dystyngowane „misiowe” brzmienie od wczesnych sekund.
Nie wygrywa może z „Two Weeks”, ale nie przegrywa właściwie też. Istnieje
obawa, że bardziej przystępnego kawałka od lead-singla z „Veckatimest” już pewnie nie nagrają. Na moje oko, nie ma w tym
żadnej straty.
Łapię za szkło i pytam na wejście, dlaczego mam cię
tylko na fejsie… pozostaje w moim przekonaniu najcelniejszą
polską linijką roku. Boję się wręcz jak prawdziwe jest wszystko co słyszę w
„Cashu” i widzę w teledysku do tej piosenki. Dziewczyny, które cię nie widzą,
pociągi z Warszawy na jakie czekasz do piątej rano, chwile, które kochasz i
przeklinasz jednocześnie. Wiosną Maki i
Chłopaki świetnym singlem zapowiadali swój długo wyczekiwany debiut, zaś najbliższym w naszych rejonach kinem
był miński „Światowid”. Dziś wiemy, że „Dni
Mrozów” osiągnęły mały aczkolwiek zasłużony sukces, a od przedwczoraj Marcin Biernat może wychodzić już z tego kina także w swojej
rodzinnej miejscowości.
Koński zastrzyk życia w przybrudzonych
gitarach, żwawej rytmice i pozytywnie nastrajającym wokalu. Precyzyjne
trafienie w gust podpisującego się poniżej. Shoegaze, punk,
twee-pop,
power
pop... Tak naprawdę to zapach
wiosny, chodzenie po mieście z podejrzanym uśmiechem na twarzy i patrzenie
komuś w oczy. Kiedy opisujesz piosenkę
wrażeniami, wiedz, że coś się dzieje.
Trzyletnie wyczekiwanie na nowy utwór Cursive zwieńczyło pojawienie się “The
Sun And The Moon”, kawałka pozornie prostego, nie powalającego brzmieniem ani
wymyślnymi rozwiązaniami. Wątpienie w Kashera
i ekipę z Nebraski okazało się jednak przedwczesne. Nie jeden raz jakaś
piosenka rozczarowuje by niedługo później stać się growerem, a to właśnie
growery zostają zawsze największymi zażeraczami. W przypadku „The Sun And The
Moon” urastanie w siłę z każdym przesłuchaniem było jak przemiana niepozornego
kamyczka w niszczycielską lawinę
Małe cuda objawiają się także w postaci
kilkuminutowych utworów muzycznych. Austriaczka, Anja Plashg uraczyła nas w tym roku jednym z nich. „Wonder” rozkleja do granic łzawej przyzwoitości, fortepian, śpiew i
chórki w refrenie Don’t-For-get-To-Pray-To
keep it away, Away from every day, Where you wooonder… pokonują
najtwardszych. Pisanie na ten temat nie należy do najprzyjemniejszych. Dorosłym
facetom nie wypada tak się wzruszać.
Od początku moimi ulubieńcami z “Bloom” były “The Hours” i “Wishes”. Dopiero
przy okazji tej listy wyklarowało mi się jednak, który cenię bardziej. Wiadomo,
pierwszy to słodycz nie z tej ziemi, wokalna linia Victorii rozpuszczająca serce. Ale kurczę, „Wishes”. Jednakowo
piękne, z jakiegoś powodu docierające do mnie jeszcze głębiej, nie
pozostawiające suchej nitki w temacie „prawdziwej miłości”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz