sobota, 31 marca 2012
Guided By Voices - Devil Between My Toes (1987)
4.5
Rock’n’rollowy nauczyciel i jego pierwsza długogrająca płyta. Guided By Voices swój ikoniczny status zawdzięczają bez wątpienia albumom wydanym w okolicach połowy lat 90’tych. Mimo iż początki zespołu miały miejsce już jakąś dekadę wstecz, wczesnymi płytami Boba i spółki dziś prawie nikt sobie głowy nie zawraca. Czemu? Ponieważ najprościej mówiąc nie są na tyle dobre by na to zasługiwać. Podczas gdy R.E.M, Hüsker Dü albo Replacements grali w ekstraklasie amerykańskiego indie wydając kolejne fenomenalne krążki, Pollard znajdował się gdzieś wśród amatorskiej trzeciej ligi. W jego przypadku droga na „szczyt” była wyjątkowo żmudna i niespektakularna, a wszystko odbywało się na zasadzie krok po kroku. „Devil Between My Toes” trzyma średni na jeża poziom domowo-garażowych wydawnictw. Robert wraz z zespołem świadomie czy nie często imitują Michaela Stipe’a i spółkę serwując melodyjne próbki jangle-popowego grania w rodzaju „Hey Hey Spaceman”, „Discussing Wallace Chambers” albo „Hank’s Little Fingers”. Być może z powodu braku pomysłów na kompozycje, część przestrzeni wypełnia gitarowe, bezwokalne brzdąkanie „Bread Alone”, „Crux”, „Artboat”. Wyłamuje się nieco „The Tumblers” i przyłożenie do pieca w postaci ostatniego „Captain’s Dead”.
Gdyby w latach późniejszych GBV nie zaliczyło kilku solidnych wzlotów, dziś „DBMT” figurowałoby jako kolejna pozycja na Rate Your Music oceniona przez góra trzech użytkowników. Gdyby kometa rok temu uderzyła w naszą błękitną planetę, ja w ogóle nie wymyślałbym tych słów. W obydwu przypadkach dobrze się stało nawet jeśli ja piszę słabe teksty, a debiut grupy z Dayton rzadki jest jak kisiel.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz