piątek, 29 kwietnia 2016

2010-2014: punk & emo (piosenki) - miejsca 80-71





















Zażarte desperackie screamowanie z korzeniami w lamentacyjnym emo lat 80. i 90., podlane elementami post-rocka to stylistyka eksplorowana w ostatnim czasie namiętnie i wielokrotnie. Szwedzki kwintet nic sobie z tego faktu nie robi udowadniając, że jeśli jakąś muzykę się czuje, to zawsze można w jej obrębie dokonać czegoś niesamowitego. Ostrym dowodem tego „czucia” jest galopująca „Cornea”, czyli naładowany paletą cierpkich doznań hc punk

Suis La Lune - In Confidence 
The Saddest Landscape - Declaring War On Nostalgia



Title Fight zauważalnie podkręcili na drugiej płycie moc, ostrość i ogółem intensywność formy swojego przekazu. Trzy minuty „Like A Ritual” to emocjonalny papier ścierny, sunące bezlitośnie gitary i zdzierający gardło Jamie Rhoden zaznaczający swoje miejsce na liście potencjalnych następców Chucka Ragana. Kawałek z „Floral Green” to również modelowy punk rock pierwszej połowy dekady. Utwór, po odsłuchu którego można sobie zadać pytanie: „wchodzę w to czy nie?”, „odpuszczam czy mam ochotę na więcej?”. 

Title Fight - Leaf 
Daylight - Life In A Jar     



Reba Meyers znana głównie jako dziewczyna z Code Orange („to tam jest jakaś dziewczyna?”) poza fascynacją odmianami brutalnego hardcore’u i metalu nosi w sobie również pokłady piosenkowej intuicji, które realizuje w wolnych chwilach jako liderka zespołu Adventures. W graniu tej kapeli nacisk stawiany jest na nastrój i dynamiczne wyrażanie emocji, przy czym nie ma tu mowy o stereotypowym indie emo. Wiodące prym damsko-męskie harmonie, delikatny śpiew, ale i głośne artykułowanie tego, co leży na sercu oraz smakowite dodatki, jak np.: obecna w „Like A Seed” nienachalna skrzypcowa końcówka sprawiają, że propozycja rudowłosej „dziewczyny z zespołu” jawi się zdecydowanie ciekawsza. Dodajmy do tego jeszcze obecność MOMENTÓW (1:16) wręcz niesamowitych, a przeoczenie zjawiska zwanego Adventures zaliczyć trzeba będzie w poczet błędów dla słuchacza emo-punkowego podwórka najpoważniejszych. 

Adventures - Reach Out To You  
Nai Harvest - Hold Open My Head   



Mistrzowie desperacji, która jak wino, na swój sposób pięknie dojrzewa zyskując z czasem na subtelności. Krwiożercza bezkompromisowość zelżała naprawdę nieznacznie, ustępując miejsca doświadczeniu, szlifowi i klasie właściwej jedynie zasłużonym weteranom. Tytułowy numer z ósmego albumu grupy, to hardcore i metalcore nadal porywający i ostry jak brzytwa, rewelacyjny technicznie, ale przede wszystkim solidnie chwytający za serce. W „All We Love We Leave Behind” pierwszorzędna produkcja zagrała z fenomenalnym sposobem w jaki Jacob Bannon dokonuje osobistego rozliczenia. I'm so sorry, that i missed your lives, while i was on the road, learning to survive, you deserved so much more, than i could provide, thank you for loving me, and bringing light to my eyes. To spowiedź definitywna, muzycznie wyniesiona do majstersztykowskiego pułapu. 

Converge - Aimless Arrow 
Birds In Row - You, Me & The Violence



„One More Song” wyróżnia się na ostatniej płycie Lagwagon nie tylko dlatego, że stanowi hołd dla zmarłego w 2012 roku Tony’ego Sly’a z No Use For A Name, ale i z tego powodu, iż pozostałe piosenki z „Hang” bije na głowę pod względem kompozycyjnym. Jej rdzeniem jest co prawda szybki melodic punk z do bólu podręcznikowo zagranymi partiami perkusji, ale warto zauważyć, że muzycznie niemal każdej strofie tekstu towarzyszy tu inna struktura. Joey Cape komentuje nam w dodatku utwór już w trakcie jego trwania. Przyznaje, że numer „napisał mu się sam”. Smutno wyśpiewany przy akompaniamencie fortepianu półminutowy wstęp podsumowuje w końcówce słowami:  I can't write this sad song long, and they won't share the first line anymore. Gdzie indziej zaskakuje z kolei aluzją do albumu Neutral Milk Hotel: God help, what god? One song, my aeroplane, Forever over the sea. Bardzo wierne trzymanie się własnej estetyki nie przeszkadza grupie i jej liderowi, aby poprzez nieprzeciętną pomysłowość raz jeszcze mile słuchacza zaskoczyć. 

Lagwagon - Burden Of Proof/Reign 
NOFX - 72 Hookers



Idealistyczna, prawie pop punkowa piosenka o uciekaniu i nigdyniewracaniu, przebrana w rozpaczliwe wrzaski a la Saetia. Utwór nabiera większego sensu jako część znakomitej EP’ki „For Cameron”. Zaczyna się tam gdzie wygasa przeraźliwie smutny storytelling „Sleep Patterns”, a kończy tuż przed optymalnym midwest emo „Something That Matters”. Po emocjonalnym, choć podanym w cichej, refleksyjnej formie ekshibicjonizmie tego pierwszego (finalne I am afraid), riff i pierwsze wywrzeszczane słowa „Good Weekend” zapewniają szokujące doznanie estetyczne. Pogodność melodii jest złudna, ucieczka równa się rozpaczliwej próbie zapomnienia. Nie można się oglądać, bo sen pryśnie. 

Merchant Ships - Dying 
Old Gray - I Still Think About Who I Was Last Summer



Paul Baribeau to folk punkowy singer/songwriter, któremu niezbyt dobry głos, kawałek drewna i struny wystarczył kilka lat temu do wyczarowania ujmującej piosenki o radosnym umieraniu z miłości. „The Mall” zadziwia obrazowością przywoływanych scenek, relacjonowanych przeżyć i towarzyszących im okoliczności. Muzyka brodacza z Michigan jest przewidywalnie prosta, ale snuta w niej opowieść rozkwita żywymi opisami ekstatycznych momentów, za sprawą których z całą mocą wydaje się nas nawiedzać duch zespołu niejakiego Jeffa Manguma

Paul Baribeau - Eight Letters 
Ghost Mice - Fuck Shit Up



W 2010 roku Bóg wysłuchał modlitw fanów Taking Back Sunday proszących, by ich ulubiona grupa wróciła jeszcze kiedyś do kultowego line-upu z czasów „Tell All Your Friends”. Stało się, John Nolan i Shaun Cooper po zawieszeniu działalności zespołu Straylight Run dość niespodziewanie zasilili ponownie skład dowodzony przez Adama Lazzarę. „Faith” był pierwszym publicznie zaprezentowanym owocem odnowionej współpracy chłopaków z Nowego Jorku. Niezbyt zaskakującym, choć niewątpliwie udanym. Tradycyjnie postawiono w nim na melodyjne zwrotki, mocne wejście w refren i bardzo osobliwe dla tej grupy krzykliwe zaśpiewy tylnego wokalisty. Pozycja Lazzary jako lidera nie była już do zakwestionowania, nawet jeśli tym razem zamiast Freda Mascherino cz Matta Rubano uzupełniał go o niebo zdolniejszy Nolan. Niemal każdy wers w nowej piosence brzmiał symbolicznie (wymowne: I swear that I’m not going anywhere Johna), każdy chórek wypełniał ją treściwie, a wspomniany, tryskający witalnością refren stanowił nad wyraz optymistyczną zapowiedź dalszych losów kapeli. 

Taking Back Sunday - This Is All Now 
Senses Fail - The Fire



Wytwórnia Count Your Lucky Stars serwowała nam w ostatnich latach najpożywniejsze łakocie i witaminy współczesnego emo. „Always” z wydanego w niej splitu Annabel/Dowsing to słodycz totalna, nie pozbawiona jednak wartości odżywczych. Rozmarzona piosenka grupy z Ohio promieniuje ładnymi melodiami, płomiennymi deklaracjami i uniesieniami. Na uwagę zasługuje tu zwłaszcza aktywność perkusisty, który po równej minucie cierpliwego czekania przełamuje w końcu rytm, sygnalizując zarazem intensyfikację przeżyć całej swojej drużyny w kolejnych kilkudziesięciu sekundach utworu. 

Annabel - Young American 
Everyone Everywhere - Raw Bar OBX 2002



Grupie Thrice udaje się w tym utworze kilka rzeczy. Efektywne wprowadzenie magicznego nastroju, wyważone przechodzenie do kulminacyjnej części oraz epicko-dramatyczna eksplozja, w której Dustin Kensrue uwalnia swój mocarny głos, a koledzy instrumentaliści nie pozostają mu dłużni. Wszystko to w zasadzie było już u nich na poprzednich płytach, ale „Call It In The Air” i tak jawi się czymś więcej niż tylko pokazem klasycznego kunsztu czy lekcją instruktażową. Może to zasługa pedantycznej staranności, szczerego uniesienia albo sugestywnego tekstu o monecie w powietrzu. Nie wiem. Grunt, że od ponad dekady wciąż im to wychodzi. 

Thrice - Yellow Belly 
Circa Survive - Bad Heart 

miejsca 70-61


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz