Zastanawiałem się już jakiś czas temu nad sposobem prezentowania na blogu nowych, interesujących singli, ale nigdy wcześniej nie miałem na to wystarczająco dobrego pomysłu. Myślę sobie w końcu, czemu by nie lista? Tak jak u tego kolegi, albo u tego. Ok, może nie będę oryginalny, ale przynajmniej sprawię sobie trochę frajdy.
Notowanie nr 1
30. Villagers - The Waves
29. Bon Iver - Beth/Rest
28. Sleep Party People - Gazing At The Moon
27. Washed Out - Dedication
26. Deftones - Leathers
25. Taken By Trees - Dreams
24. Cat Power - Cherokee
23. Noel Gallagher - Everybody's On The Run
22. Tom Waits - Hell Broke Luce
21. Ringo Deathstarr - Rip
20. Avenged Sevenfold - Carry On
19. Matthew Dear - Earthforms
18. Egyptian Hip Hop - SYH
17. Metric - Breathing Underwater
16. Dinosaur Jr. - Watch The Corners
15. Bat For Lashes - Marylin
14. Bye Bye Bicycle - Empty Summer
13. Blur - Under The Westway
12. Green Day - Kill The DJ
11. King Krule - Rock Bottom
10. Wavves - Hippies Is Punks
09. A Place To Bury Strangers - And I'm Up
08. Titus Andronicus - In A Big City
07. Desaparecidos - Backsell
06. How To Dress Well - Cold Nites
05. Still Corners – Fireflies
W zeszłym roku byli jednymi z najlepiej ocenianych debiutantów. Kolejny dream popowy duet, tym razem z U.K. Coś pomiędzy Beach House, a Chromatics. Na wokalu oczywiście ładna dziewczyna, blondynka o rozmarzonym głosie. Wkrótce minie rok od wydania „Creatures of an Hour”, liście znów opadają, a oni wracają i w tę porę roku po raz drugi wpisują się całkiem nieźle. „Fireflies” nie zaskakuje, wszystko polega tu na klawiszowej linii, miłej eteryczności, zawieszeniu gdzieś między delikatnie pulsującą dyskoteką dla wrażliwców i nurzaniu się w sennych 80’sowych rozkoszach. Jako utwór reprezentujący tego rodzaju, wciąż modną stylistykę, co tu kryć, nie daje się nie polubić.
04. WhoMadeWho – Never Had The Time
Bity, elektroniczne bulgoty, interpolowski wokal, motywy, lasery… Kolejny krążek Duńczyków promuje kawałek bardzo charakterystyczny dla ich twórczości. Mieszanka mrocznawego, tanecznego elektro z indie rockiem, który sam w sobie byłby zapewne dość siermiężny. Wąsacze są jednak wygimnastykowanymi twórcami. Opanowali zdolność stopniowania napięcia oraz zwinnej zabawy dźwiękami. Zasięgnąć po „Brighter” trzeba czym prędzej.
03. Hot Chip – How Do You Do
Ostatni raz w takim stopniu podobali mi się ci panowie bardzo dawno temu. Przy okazji ich najlepszej płyty, rocznik 2006 (poznawanej pewnie gdzieś w 2008). Potem mignęły kolejne albumy, single, nic nie przykuło uwagi na dłużej. I tak samo jak wtedy, pośród całej sterty muzyki Hot Chip nie miał wystarczającej siły przebicia, tak teraz ich „How Do You Do” na tle dziesiątek innych produkcji wybija się swą zaskakującą świeżością. W teledysku kolorowo, zwrotki przyjemne, ale przede wszystkim REFREN jakże radujący zmęczone, głodne fajnych piosenek umysły. Make me wanna live again.
02. Grizzly Bear – Yet Again
Art-popowa doskonałość, elegancja i dystyngowane „misiowe” brzmienie od wczesnych sekund. Nie wygrywa może z „Two Weeks”, ale nie przegrywa właściwie też. Istnieje obawa, że bardziej przystępnego kawałka od lead-singla z „Veckatimest” już pewnie nie nagrają. Na moje oko, nie ma w tym żadnej straty.
01. Alt-J – Something Good
Nie załapałem się jakoś na wczesną podjarkę Alt-J. Dzięki „Matildzie” i „Breeze Blocks” niektórzy widzieli w nich największe tegoroczne wydarzenie z wysp. Mi przeszkadzał wokal, nie emocjonowała reszta. Potrzebowałem wówczas nieco innego grania. Minęło kilka miesięcy, sprawdziłem płytę i usłyszałem „Something Good”. Na przełomie września i października głos Newmana nie przeszkadza, prosta melodia odpręża a refren o czymś przypomina. Możliwe, że już jutro nie będzie to faworyt mojej prywatnej listy, ale dziś: get haaaaaaaj, Matadooooor, estocada, you’re my blood sport.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz