środa, 19 września 2012

Tom Waits - Closing Time (1973)












8

Ciężko być może uwierzyć, że Tom Waits był kiedyś młody, gdzieś zaczynał, debiutował i próbował swoich sił. Chodzącą legendą jest w końcu od zarania dziejów, a znakomite płyty nagrywał we wszystkich z pięciu ostatnich dekad. Jego historia jak każda inna ma jednak swój początek. We wczesnych latach 70., w nocnym klubie "The Troubadour" mieszczącym się w Los Angeles. W tym miejscu po raz pierwszy prezentował piosenki takie jak „Ice Cream Man”, „Ol' '55” i „Virginia Avenue”. Tam też został zauważony przez Davida Geffena co zaowocowało późniejszym kontraktem i wydaniem przez 24-letniego muzyka debiutanckiego „Closing Time” w 1973 roku.

Od samego początku rzeczą, która zwraca uwagę podczas słuchania jest głos Toma. Zaskakująco jeszcze czysty, młody, nie tak szlachetnie ochrypły za sprawą papierosów i alkoholu jak na późniejszych wydawnictwach. Można by rzec, że „Ol' '55” i „I Hope That I Don’t Fall In Love With You” wręcz urzekają niewinnością. Pierwszy utwór to oda do wolności, wyraz cudownego uczucia towarzyszącego przemierzaniu dróg starym samochodem (Now the sun's coming up, I'm riding with Lady Luck, freeway cars and trucks, Stars beginning to fade, and I lead the parade…). Rok później coverową wersję nagrali The Eagles, ówcześni koledzy z wytwórni. Drugi jest łagodną, konwencjonalną, ale zdecydowanie przyjemną pieśnią. Więcej barowego, knajpianego Waitsa uświadczymy w jazzowo-bluesowym “Virginia Avenue”. Tu już pierwsze dźwięki przywodzą na myśl Randy’ego Newmana i jego „Sail Away” nagrane ledwie rok wcześniej. Niespecjalnie musi się podobać „Old Shoes (& Pictures Postcards)”, ale to już właściwie zależy od tego jak bardzo ktoś lubi country i folk. Ponoć podczas nagrywania materiału producent Jerry Yester starał się nakłonić Toma do zarejestrowania krążka mocniej bazującego na folku. Ten miał jednak w głowie inną koncepcję i chciał stworzyć album jazzowy. Wpływy słychać różne, niektórzy „Closing Time” określają jako płytę eklektyczną, ale nie sądzę by pojawiły się tu jakiekolwiek wątpliwości kto postawił na swoim i czyj pomysł został zrealizowany w większym stopniu. Dowodem niech będzie choćby eleganckie, klimatycznie „zadymione” „Midnight Lullaby” z robiącym swoje saksofonem. Także „Grapefruit Moon”, którym Waits zachwycił Geffena podczas jednego z występów w „trubadurze” i „Ice Cream Man” wyraźnie oparte na „Hit The Road Jack” (LINK). Jakże o wiele lepiej dziś brzmią te nagrania w porównaniu do „Old Shoes” czy „Rosie”.

„Closing Time” daleko do bitnikowskich, dziwnych, niekiedy niepokojących i posępnych nagrań Toma z lat kolejnych. Muzyk nie eksponuje tu jeszcze tak bardzo swojej indywidualności, nie ma tyle odwagi czy raczej nie doszedł jeszcze do stylu, który dotrze się u niego za jakiś czas i przyjdzie wraz z doświadczeniem. Trudno mieć o to zresztą jakiekolwiek pretensje zważywszy, że kompozycyjnie wszystko prezentuje się świetnie. Zarówno piano-jazzowe zapowiedzi późniejszego Waitsa jak i klasyczne, balladowe fragmenty, spośród których wybija się i błyszczy „Martha”. Jest coś niewątpliwie poruszającego w tej historii niezrealizowanej miłości, opowieści o mężczyźnie dzwoniącym do swej dziewczyny sprzed czterdziestu lat, wspominającym dawne wieczory spędzane razem. Fenomenalnie podkreśla to piękna melodia magicznie współgrająca z tekstem. I guess that our being together was never meant to be. And Martha, Martha, I love you can't you see?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz