piątek, 19 października 2012
Ava Luna - Ice Level (2012)
7
Aby uszyć coś z różnych materiałów uzyskując przy tym udany efekt, bez widocznych szwów po łączeniu, potrzebny jest przede wszystkim bardzo sprawny krawiec. Tej roli podjął się na „Ice Level” lider brooklyńskiego Ava Luna, Carlos Hernandez. Jego muzyczny kolektyw całkiem zręcznie i bezpretensjonalnie żongluje gatunkami oraz scala je w elegancko skrojony amalgamat. Sam skład grupy sprawia wyjątkowo barwne wrażenie - głównodowodzący biały nerd w marynarce, trzy egzotycznie urodziwe wokalistki i pozostali panowie o najpewniej równie ciekawych korzeniach. Siódemka tak samo kolorowa, co muzykalna. Brzmienie w rodzaju: TV On The Radio bierze na warsztat popularne R’n’B, werbuje do współpracy członków Dirty Projectors, post-punkowego basistę, speca od połamanych rytmów oraz klawiszy. Patronuje temu duch przyjaznego soulu oraz inteligentnego, a przy tym jakże sympatycznego popu, nie brzmiącego ani mainstreamowo, ani nazbyt przeintelektualizowanie. Już „No F”, swoiste zderzenie precyzji z szaleństwem, ciepłych głosów i chłodniejszej sekcji, z miejsca pokazuje jak dobrzy w te klocki są nowojorczycy. W utworze tytułowym Hernandez i dziewczyny rozpisują pomiędzy siebie zwrotki, co owocuje z jednej strony świetnymi harmoniami, z drugiej - niesamowitym groovem. Kapitalna jest tutaj całość, ale jeśli już wyróżniać tylko niektóre fragmenty, to nie da się nie wspomnieć także o „Sequential Holdings”, powiedzmy, że takim ich „Stillness Is The Move”. Innymi słowy „Ice Level” jest jedną z tych płyt, które bardzo ciężko nie lubić. Wątpliwości chowamy do kieszeni, pokonujemy lodowe podziały szufladkowych uprzedzeń, idziemy się bawić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz