wtorek, 1 maja 2012

No Age - Everything In Between (2010)












7.5

Duetowi Randy Randall & Dean Spunt od paru lat udaje się nieustannie utrzymywać pozycję bohaterów amerykańskiej indie-prasy. Zaledwie w 2007 wydali kompilację „Weirdo Rippers”, rok później potwierdzili klasę „Nouns”. O ile pierwsze wydawnictwo trochę zwróciło na nich uwagę, tak po tym drugim nie było już szanującego się fana alternatywy, który o No Age by nie słyszał. Trudno nie przyznać im zasług w szybkim spopularyzowaniu tej całej lo-fi punkowej/noise-popowej sceny, patrząc dziś na poczynania kapel w rodzaju Wavves czy Male Bonding. Choć niekoniecznie każdy w ich rzępoleniu odnajdywał pokłady garażowej poezji, to kawałki operujące energetycznym przyłożeniem oraz porcją kanciastej melodyki, takie jak „Teen Creeps”, na swój sposób podbijały serca. Można ich było odebrać jako przeciętną kapelę i to z beznadziejnymi wokalami, piszącą średnio finezyjne śmieć-rockowe piosenki, przewlekającą je czasami pseudo-artystycznymi fragmentami. Wielu jednakże widziało coś więcej.

Czy No Age to faktycznie cudotwórcy, którzy z pustych puszek i pękniętych butelek wyczarowują najwyższą, wysublimowaną sztukę, tego nie wiem. Jestem za to pewien, że jako rockowa kapela, grająca muzykę równie nośną, co mile kaleczącą narządy słuchu, a przede wszystkim porywająca do szaleńczej zabawy, sprawdzają się perfekcyjnie. Na „Everything In Between” nie brak galopujących, ociekających koncertowym potencjałem wymiataczy, czego egzemplarzowym przykładem jest zabójcze „Shed And Transcend” albo młócka w postaci „Depletion”. „Sorts” wkręca za sprawą swej banalnej rytmiki i niepoprawnie wyluzowanego wokalu. „Valley Hump Crush” z całkiem miłych senno-plażowych klimatów nie wiadomo w jaki sposób przechodzi do typowo No Age’owego modelu grania. Najbardziej zakręcona jazda to jednak świdrujące mózgownicę „Fever Dreaming”, schowane pod kultową na trackliście trójką.

Tak przedstawia się zaledwie jedna strona medalu. Na drugiej panowie dają upust eksperymentowaniu - ścianom dźwięku, shoegaze’ującym motywom, noise’owej, niczym nie ograniczonej, wesołej (albo i nie) twórczości. „Skinned” i „Katerpillar” to jak elementy jakiejś ambientowej/drone’owej układanki przypadkiem rzucone pomiędzy gitarową orgię. To samo z „Dusted”, na którym malują jeszcze dodatkowo coś na kształt dźwiękowego pejzażu do zachodzącego słońca. Fortepian zlewający się z szumem i delikatnym przesterem w „Positive Amputation” to już w ogóle kosmos.

Jak jedno z drugim może egzystować, nie gryząc się ze sobą? Na papierze może i wygląda to dość podejrzanie, ale wystarczy posłuchać aby stwierdzić, że się da. Styl grupy z Los Angeles na „Everything In Between” dzięki tej pozornej niespójności jedynie nabiera unikalnego smaku. A jeśli dodamy jeszcze kilka utworów, które nie wpisują się ani w jeden ani drugi schemat, wyłoni nam się danie wręcz wytrawne. Mowa tu o „Glitter”, który po kilku przesłuchaniach uświadamia słuchacza o swej genialności. Spokojny, pozornie nie rzucający na kolana singiel, gdzie wymawiane przez Spunta mądrym tonem kolejne słowa tekstu budują rzecz potencjalnie kultową. "I don’t fear god / Don’t fear anything at all/ Cause I know that’s where I’ve been/ Thoughts are moving/I’ve been wondering/When they take my turn to get a win/Everyone is out to get you again/ And I want you back/ Underneath my skin”. Skojarzenia z “Teenage Riot” uzasadnione. Mowa również o finalnym “Chem Trails”. Tam znów hałasy całkowicie schodzą z drogi piosenkowemu ułożeniu i urokliwym klawiszom.

Tak więc punkowy zgiełk ustawia się w parze z kojącym spokojem, prostota środków z bogactwem wyobraźni, gówniarska ekspresja z dojrzałością i stonowaniem. O co tu biega? „Everything In Between” jest jak zaduma nad dalszą przyszłością i zadyma na noise’owym gigu. Jak Bowie na drugiej części „Low” i Dismemberment Plan na nieokiełznanym debiucie. Może ja już za bardzo fantazjuję, wymyślam i przeginam, ale jak się nie podoba, to co za problem? Idźcie i ich sprawdźcie, zobaczcie koncert, kupcie płytę. Twórczość tej dwójki albo was wciągnie albo odrzuci. Obojętność nie powinna wchodzić w grę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz