środa, 2 maja 2012
The Megaphonic Thrift - Decay Decoy (2010)
6
Lubicie rzucanie nazwami w recenzjach? Obrazowanie brzmienia zespołu za pomocą przywoływania innych? Zabieg to owszem prosty, pójście po linii najmniejszego oporu, ale zarazem chyba najskuteczniejszy jeśli chodzi o przybliżanie stylu i nie tylko. Na początek A Place To Bury Strangers, Ringo DeathStarr, Casio Kids, The Low Frequency In Stereo i Stereo 21. Z pierwszymi – gigantami „nu-gaze’u” - twórcom „Decay Decoy” przyszło koncertować. Drudzy są ich obecnymi kolegami z wytwórni. Pozostałe trzy kapele to fragment norweskiej sceny alternatywnej - grupy, w których członkowie Megaphonic Thrift grali dotychczas. Wiemy już z kim przystają i skąd się w ogóle wzięli. A od kogo w takim razie „przywłaszczają” w największym stopniu samą muzykę?
Nie dowiemy się tego raczej słuchając dwóch pierwszych utworów na płycie. Co prawda z perspektywy znajomości całości, otwierający „Undertow” mógłby już cokolwiek zdradzić, ale przy inicjalnym odsłuchu skojarzenie nie było dla mnie tak oczywiste. Skandynawskie chłopaki i dziewczyna startują w typowo alt-rockowym stylu z odrobiną hałasu, ale i bardzo stonowanym, spokojnym wokalem. „Talks Like A Weed King” to ich największe odchylenie w stronę przebojowości. Świetne, chwytliwe gitarowe partie i atakujące refren damsko-męskie głosy przynoszą zdecydowanie najbardziej singlowy kawałek tego krążka. Szkoda, że już chwilę później zaczynamy odkrywać wszystkie karty „Decay Decoy”. Przez to z miejsca robi się mniej ciekawie, co nie znaczy, że nie warto zapoznawać się z tym materiałem dalej.
Nazwę SONIC YOUTH należałoby wykrzyczeć przy okazji trzeciego w kolejności „Neues”, a także wszystkich innych właściwie zawartych tu piosenek. No a jeśli chodzi o ścisłość, Sonic Youth od „Murray Street” wzwyż. Jeśli wspomniany wcześniej pachnie mi jeszcze The Radio Dept., to „Sister Joan” jest już wykapanym pójściem w najbardziej apatyczny songwriting Lee Ranaldo. Gdyby cała reszta tak właśnie miałaby wyglądać, do debiutu Megaphonic Thrift prędko bym nie wrócił. Na szczęście w swej nadmiernej fascynacji późnym dorobkiem nowojorczyków, Norwegowie sięgają także po ich jazgotliwe, kakofoniczne momenty. Takie jest „Candy Sin” z masakrycznym bębnieniem, prawie przekalkowaną gitarą i manierą wokalu. Może i kopia, ale brzmi zadowalająco. W podobny sposób daje radę energiczne „Queen Of Noise”. Tego nie można jednak powiedzieć choćby o „You Saw The Silver Line”, gdzie przesyt i znudzenie osiągają punkt krytyczny. Nie dość, że smęty niesamowite, to na co im jeszcze te perfidne przestery na koniec?
Wyłania się z tego obraz dość mętny. Album zespołu z potencjałem, który ostatecznie wpadł w potworną miejscami rutynę. Nigdy nie przepadałem za „Murray Street” ani „Rather Ripped”, dlatego odgrywanie na nowo tych krążków niezbyt mnie przekonuje. Szkoda, że Megaphonic Thrift nie przygotowali więcej wymiataczy na kształt „Talks Like A Weed King”. Z drugiej strony nie nagrali też rzeczy złej. „Decay Decoy” można posłuchać, najlepiej posługując się przy tym opcją skipowania.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz