Touche Amore przy okazji nowej płyty stali się niebywale popularni, choć wszystko co podobało mi się u nich wcześniej pozostało raczej tak samo szczere. Bo jak niby wykalkulować to co dzieje się w „Harbor” mniej więcej od połowy? Kiedy Jeremy Bolm ponownie wznosi się na wyżyny emocjonalnego uniesienia i podobnie jak dwa lata temu za sprawą „~ (Tilde)” urządza nam pełną patosu siekę, którą przyjmujemy niczym mannę z nieba? Wstyd wręcz słuchać wersów w rodzaju: Without you I'm not pure, And without you I'm not clean, But if I'm going down with you, Then you're going down with meeeeeee, ale ta konfesyjna, ekstremalnie egzaltacyjna maniera nie pierwszy raz okazuje się tym, na co akurat oni mogą sobie pozwolić, a także tym, czego w ich wykonaniu my nie prędko przestaniemy oczekiwać.
Piosenka tak uroczo naiwna i ładna, że nawet w stanach największej zgorzkniałości nie potrafię jej nie docenić. Woah, uh-uh, oh-wow? Słodkie granie dla gówniarzy? Wokalista znów smutny i niebieski, dziewczyna zresztą też. No weź tego nie lub.
W niektórych ludzi wypada po prostu wierzyć. „Bad Blood” to doprawdy małe arcydzieło. Lirycznie Mike opowiada nam o swojej rodzinie i dzieli się cennymi jak to w jego przypadku, ładnie sformułowanymi przemyśleniami. Poznajemy dziadka, który był tak nieśmiały, że bez piwa nie chciał wychodzić z domu. Babcię, która z kolei prędzej wolałaby pójść do piekła niż umierać samotnie. Wszystko to wraz z dominującym wnioskiem Kinselli, o niemożności ucieczki przed wpływem genów brzmi bardzo krzepiąco. Muzycznie dostajemy akustyczną piosenkę z niemalże math-rockowymi elementami stanowiącymi intrygującą ozdobę. Melodie jakimi Mike tu wywija brzmią dokładnie tak jak powinny czyli błogo i romantycznie. Kompozycyjnie, nie dość, że piosenka zachowuje swoją płynność to jednocześnie stale urozmaicana jest pauzami, lekko łamanym rytmem czy innymi smakowitymi elementami na czele z piękną solówką. Rzecz na parę dobrych, zajmujących przesłuchań.
“I tried to write it in a song, I tried to put in a letter, But love no matter what I do I don’t know nothing any better” to chyba najzgrabniej napisane wersy roku. W całej rozpoczętej Big Starowo-Teenage Fanclubowym chórkiem, eleganckiej piosence wyodrębnione zresztą w odpowiednim miejscu. Niewielu spodziewało się czegoś równie dobrego od The Veils na wysokości roku 2013. Tymczasem cała płyta jak i ta lekka, a zarazem bardzo dojrzała kompozycja stawiają dziś chłopaków z Londynu na pozycji wciąż interesujących zawodników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz